Tyle słyszałem o Frankensteinie, a okazało się, że tak naprawdę nie należy on do wybitnych dzieł.
Spodziewałem się po tym filmie naprawdę wiele, a tymczasem czuję się jakby autorzy zdzielili mnie
pięścią w twarz. O ile scenariusz jeszcze jakoś mógłby się wybronić, to już poziom gry aktorskiej
można by porównać do szkolnych przedstawień... Czy tak powinno wyglądać arcydzieło? Myślę, że
zdecydowanie nie.