Piotr Czerkawski

Wariacje Kunderowskie – żegnamy autora "Żartu"

Hotspot
/fwm/article/Wariacje+Kunderowskie+%E2%80%93+%C5%BCegnamy+autora+%22%C5%BBartu%22+FILMWEB-151467 Getty Images © Eamonn M. McCormack
Filmweb A. Gortych Spółka komandytowa
https://www.filmweb.pl/fwm/article/Gda%C5%84sk+%2782%3A+Festiwal+%22genialnego+sezonu%22-147608
HOTSPOT

Gdańsk '82: Festiwal "genialnego sezonu"

Podziel się

Z powodu stanu wojennego Festiwal Filmów Fabularnych (wtedy jeszcze w Gdańsku) nie odbył się w roku 1982 i 1983. Tekst, który państwo przeczytacie, jest próbą wyobrażenia sobie, jak mogłyby wyglądać kartki z jakiejś alternatywnej "Historii kina polskiego", gdyby na początku lat 80. polityka nie wkroczyła między polskie kino, jego festiwal i widzów. Artykuł powstał przy okazji przeglądu "GDAŃSK'82. Festiwal, który się nie odbył", jaki prezentuje Kino Iluzjon Filmoteki Narodowej w dniach 3-9 września.

Ocena lat 80. w polskim kinie ciągle budzi spory wśród historyków filmu, krytyków i widzów. Jedni widzą w nim ostatnią wielką dekadę polskiego kina przed kryzysem związanym z koniecznością dostosowania się do nowych rynkowych i kulturowych realiów, inni – okres, gdy stworzone w PRL filmowe języki zaczęły się wypalać, a nowe ciągle się nie pojawiły. Z tych kontrowersji wyłączona jest jednak ocena pierwszych dwóch sezonów dekady. Lektura prasy z tego okresu pokazuje zresztą, że także współcześni postrzegali kino powstałe na fali rewolucji "Solidarności" z dużą dozą nadziei i entuzjazmu. Wydawało się, że korzystając z politycznej liberalizacji, kino polskie w końcu zajmie się tematami do tej pory skazanymi na przemilczenie, rozwijając przy tym w pełni artystyczne skrzydła.

Podobne głosy dominowały w relacjach z Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w (jeszcze) Gdańsku z 1982 roku. Trzeba przyznać, że edycja Festiwalu z tego roku miała wyjątkowe szczęście do dobrych, ważnych i głośnych filmów, których wpływ na rozwój kina polskiego w całej dekadzie jest nie do przecenienia. Jakkolwiek banalnie brzmią sformułowania o "genialnym sezonie" 1981/1982, w tym wyświechtanym frazesie jest sporo prawdy.

Festiwal w 1982 roku był wyjątkowy nie tylko z powodu jakości prezentowanych na nim filmów. W Gdańsku czuć było wszędzie polityczny ferment, jaki ciągle – ponad dwa lata po podpisaniu porozumień sierpniowych – ciągle ożywiał PRL. Dyskutowano o cenzurze, stanie przemysłu filmowego, systemie dystrybucji, sytuacji młodych filmowców. Do Gdańska po raz ostatni zjechała też rekordowa liczba zagranicznych krytyków, których relacje z festiwalu miały istotny wpływ na dalszą międzynarodową karierę kilku reżyserów, z Kieślowskim na czele. 

Festiwal rozliczeń

Tematem, który zdominował festiwal, były przede wszystkim historyczne rozliczenia, zwłaszcza z epoką stalinowską. Wątek ten podejmowały bezpośrednio takie tytuły, jak "Był jazz" Feliksa Falka, "Matka Królów" Janusza Zaorskiego, "Przesłuchanie" Ryszarda Bugajskiego, "Wielki bieg" Jerzego Domaradzkiego. Temat stalinizmu podejmowany był już wcześniej w kinie PRL, dość wspomnieć "Człowieka z marmuru". Nigdy wcześniej nie było jednak aż takiego natężenia filmów na ten temat w tak krótkim okresie, tak otwarcie mierzących się ze zbrodniczą naturą niniejszego okresu. "Polskie kino staje się dziś głosem społeczeństwa, które wreszcie, po prawie trzydziestu latach, zyskało narzędzia, by móc zobaczyć, a przez to opowiedzieć sobie własną historię" – głosiła jedna z entuzjastycznych relacji z Gdańska.
Zaorski pokazywał stalinizm z punktu widzenia padającej jego ofiarą proletariackiej rodziny – każdy z czterech tytułowych braci Królów zostaje na swój sposób skrzywdzony i przemielony przez system, nawet jeśli odnajduje się w nim i robi karierę. Obraz robotniczych bohaterów zdradzonych przez system ciągle niósł ze sobą wybuchowy politycznie potencjał w 1982 roku. Rządząca partia cały czas odwołuje się przecież do ideologii przypisującej centralną rolę klasie pracującej, znajdując się przy tym w ciągłym konflikcie z rzeczywistymi, zrzeszonymi w "Solidarności" robotnikami. 

"Przesłuchanie"


Jeszcze dalej w konfrontacji ze stalinowskim systemem szedł Bugajski w "Przesłuchaniu". Widzowie zobaczyli w nim stalinizm przedstawiony z punktu widzenia przypadkowej ofiary wplątanej w machinę terroru: drugorzędnej piosenkarki, która trafia do więzienia, ponieważ służby chcą obciążyć jej wymuszonymi zeznaniami człowieka, którego ona zna. Sceny tortur, jakim poddawana jest kobieta, budziły żywe reakcje publiczności i piszących relacje z festiwalu krytyków. Choć cenzura cięła dość mocno fragmenty poświęcone filmowi Bugajskiego, do prasy przedostało się trochę entuzjastycznych opinii, w tym takie jak ta z jednego lokalnego dziennika: "dopiero, gdy film Bugajskiego wejdzie na ekrany, polskie społeczeństwo zobaczy całą prawdę o stalinowskim terrorze". 

W trakcie festiwalu nie było jeszcze wiadomo, czy faktycznie trafi do dystrybucji. Niewiele brakowało, by "Przesłuchanie" w ogóle nie dotarło do Gdańska. Kolaudacja skończyła się awanturą, po której nastąpił długi okres niepewności co do dalszych losów produkcji. Zaangażowanie Andrzeja Wajdy, który w obronie filmu Bugajskiego gotów był postawić cały swój polityczny kapitał w relacjach z władzą, umożliwiło jednak pokaz "Przesłuchania" na festiwalu. Legenda, jaką obrósł w jego trakcie, sprawiła, iż władze uznały, że mniej kosztowne pod względem politycznym będzie dopuszczenie "Przesłuchania" do ograniczonej dystrybucji niż siłowe odłożenie produkcji na półki. Mimo minimalnej ekspozycji w mediach, blokowaniu wywiadów z reżyserem i niewielkiej liczby kopii, film zrobił świetny wynik frekwencyjny; przed kinami ustawiały się kolejki. Bugajski stał się na przełomie 1982 i 1983 roku jednym z najgorętszych nazwisk polskiego kina – choć jego kolejne tytuły nigdy nie powtórzyły sukcesu "Przesłuchanie", pozostaje on jednym z ważniejszych twórców lat 80.

W cieniu polityki

"Przesłuchanie" nie wyjechało przy tym z Gdańska ze Złotymi Lwami, co w 1982 roku wywołało wielką dyskusję w branży. Film od początku był faworytem publiczności i krytyki, ostatecznie musiał się jednak zadowolić Srebrnymi Lwami (wspólnie z "Dantonem" Wajdy) oraz nagrodą aktorską dla Jandy. Złote Lwy powędrowały do "Matki Królów" Zaorskiego

Wybór ten był wielokrotnie atakowany jako zachowawczy, kunktatorski, konformistyczny, wychodzący naprzeciw oczekiwaniom władzy. Dziennikarze zgłosili votum separatum, przyznając Bugajskiemu swoją nagrodę. Wręczenie jej zamieniło się w polityczną demonstrację. W trakcie uroczystości ktoś krzyknął "tu przynajmniej nikt nie boi się nagrodzić najlepszego filmu!".

Z dzisiejszej perspektywy ten spór nie wydaje się szczególnie mądry, co więcej szkodzi recepcji obu filmów. "Przesłuchanie" nie jest przecież wyłącznie politycznym, filmowym plakatem, skrojonym pod potrzeby antykomunistycznych emocji roku 1982, a najbardziej zaangażowani obrońcy Złotych Lwów dla filmu Bugajskiego mieli czasem skłonność, by czytać go w ten sposób. "Matka Królów" jest nie tylko wielką, epicką opowieścią o historii polskiej klasy pracującej, ale też filmem politycznie odważnym, w żadnym wypadku nie bardziej konformistycznym w spojrzeniu na stalinizm niż "Przesłuchanie". 

"Matka Królów"


Bieżące polityczne emocje dominowały nie tylko w odbiorze filmów rozliczających się ze stalinizmem. Gdy przyjrzymy się relacjom z festiwalu, zobaczymy, że "Konopielka" Witolda Leszczyńskiego – czarna satyra atakująca zarówno naiwnie oświeceniową wiarę w postęp, jak i wyidealizowany, nie mniej naiwny romantyczny obraz nietkniętej przez nowoczesność wiejskiej wspólnoty – czytana jest w bieżącym, publicystycznym wręcz kluczu, jako satyra na PRL i jego niewydarzone ambicje modernizacyjne. 

Bieżące polityczne emocje determinowały też recepcję "Dantona". Trudno się temu dziwić, film świadomie kręcony był jako komentarz do wydarzeń w kraju. By przygotować do tytułowej roli Gérarda Depardieu, Wajda zabrał go na posiedzenie Regionu Mazowsze "Solidarności". W trakcie festiwalu krytycy i branża spierali się, czyim odpowiednikiem w polskiej rzeczywistości jest Danton, a czyim Robespierre. Część sympatyzujących z władzami dziennikarzy porównywała Robespierre'a z jego rewolucyjnym entuzjazmem prowadzącym do fanatyzmu i terroru z radykalnym skrzydłem "Solidarności"; z kolei krytycy związani raczej ze stroną solidarnościową w Robespierze i jego machinie terroru widzieli twardogłowe elementy w partii, dążące do stłumienia solidarnościowej rewolucji przemocą. 

"Danton"


Jeszcze inaczej film zinterpretował wysłannik lewicowego francuskiego dziennika "Liberation", który w pisanej na gorąco relacji z festiwalu zarzucił Wajdzie, że ulega czarnemu mitowi Wielkiej Rewolucji Francuskiej, stworzonemu przez polityczną reakcję. Film nazwał "wymarzonym prezentem dla najbardziej niereformowalnych nurtów francuskiej prawicy, które w cieszących się poparciem przytłaczającej większości Francuzów socjalistycznych projektach prezydenta Mitteranda dostrzegają nowy Robespierrowski terror". Tekst z "Liberation" ustawił raczej niechętną "Dantonowi" recepcję filmu we Francji, gdzie radził sobie słabo, mimo francuskiej gwiazdy pierwszej wielkości w tytułowej roli.

Problem z "Przypadkiem"

Trudno też się oprzeć wrażeniu, że niektóre z filmów pokazywanych w Gdańsku 1982 roku, które dziś stanowią część żelaznego kanonu kina polskiego lat 80., nie trafiły w swój czas na festiwalu – rozminęły się z publicznością roku 1982 i jej oczekiwaniami. 

Pierwszym takim przypadkiem jest "Austeria" Jerzego Kawalerowicza. Film pokazujący świat galicyjskich Żydów w przededniu Wielkiej Wojny wzbudził niechętne, często wręcz wrogie opinie. Zarzucano mu eskapizm, redukcję tragicznej historii polskich Żydów do folkloru oraz kicz. Można przypuszczać, że gdyby film miał premierę jakieś dwa lata później, mógłby wyjechać z Gdańska ze Złotymi Lwami powszechnie chwalony przez krytykę; 1982 rok z pewnością nie był jednak dla "Austerii" dobrym momentem.

Podobnie jak dla "Przypadku" Krzysztofa Kieślowskiego. Krytyka miała co prawda już w 1982 roku świadomość, że obcuje z filmem niezwykłym, ważnym, artystycznie nowatorskim. Jednocześnie w atmosferze festiwalu '82 zbyt wiele w "Przypadku" budziło opór. Niezrozumiały wydawał się zwłaszcza wątek przedstawiający życie Witka jako działacza partyjnego, który także po "rządowej", "czerwonej" stronie barykady próbuje zachować własną uczciwość i wewnętrzną przyzwoitość. Pojawiały się pytania "po której właściwie stronie stoi ten film"? Co chce powiedzieć Kieślowski? Czy tworzy apologię życia równie zdystansowanego od wszelkich form zaangażowania? Nieliczne głosy dostrzegły wtedy w "Przypadku" przekroczenie starej, zużytej formuły kina moralnego niepokoju, zwrot ku metafizyce, pytaniom filozoficzno-religijnym.

"Przypadek"


O wiele większy entuzjazm "Przypadek" wzbudził wśród relacjonujących festiwal zachodnich krytyków. Świetne recenzje w "Le Monde", "Sight and Sound", "Observerze" zaowocowały propozycjami dla Kieślowskiego od zachodnich producentów, początkowo z brytyjskiej telewizji. Choć pierwsze próby reżysera na zachodzie nie były szczególnie udane, to po spotkaniu z Krzysztofem Piesiewiczem w drugiej połowie lat 80. Kieślowski wbija się do czołówki europejskiego kina, w dużej mierze rozwijając moralną i metafizyczną tematykę "Przypadku".

Co zmienił "genialny sezon"?

Rok później, w 1983, gdański festiwal wzbudził już o wiele mniejsze zainteresowanie świata. Sytuacja w Polsce – pełna napięć i lęków o to, że któraś strona przelicytuje i przewróci stolik – znormalizowała się, przestała przykuwać uwagę światowej opinii publicznej. Kino lat 80. nigdy nie przeżyło takiej eksplozji jak w latach 1981-1982. Choć jej echa można jeszcze odnaleźć na festiwalu z roku 1983, choćby w "Niedzielne igraszkach" Roberta Glińskiego, kontynuujących temat rozliczeń ze stalinizmem. Zbrodniczy system znajduje swoje odbicie w filmie w okrutnych zabawach dzieci spędzających czas na tym samym podwórku. 

Jaki ostatecznie wpływ na polskie kino miał "festiwal genialnego sezonu" z 1982 roku? Na pewno dał polskiemu kinu poczucie wolności. Choć cenzurę władza znosi dopiero pod koniec lat 80., w Gdańsku w 1982 roku otworzyło się szeroko okno, którego już nie dało się zamknąć – przynajmniej jeśli chodzi o tematykę historycznych rozliczeń.

Z drugiej strony kino lat 80. nigdy nie zrealizowało potencjału, jaki ujawnił festiwal z 1982 roku. Głównie ze względu na postępującą zapaść gospodarczą, której nie dało się rozwiązać w ramach ówczesnego systemu. Zapaść przekłada się na spadek produkcyjnych mocy polskiego kina, coraz więcej twórców korzystając z liberalizacji polityki paszportowej, zaczyna szukać okazji do pracy poza Polską. Temat historycznych rozliczeń, jaki po Gdańsku ’82 dominuje w polskim kinie lat 80., szybko zaczyna też zjadać własny ogon, popadać w intelektualne i artystyczne lenistwo.

Jak wiemy w 1981 roku część PZPR planowało przejęcie władzy w kraju w oparciu o wojsko, po to by w reżimie stanu wojennego zdelegalizować i spacyfikować "Solidarność" – ten scenariusz nie spełnił się, gdyż Moskwa w ostatniej chwili wycofała zielone światło. Nie wiemy, jak długo potrwałby porządek stanu wojennego, ale z istotnym prawdopodobieństwem mógłby on uniemożliwić odbycie się festiwalu w 1982 roku. Co wtedy stałoby się z takimi filmami jak "Danton", "Konopielka", "Matka Królów" czy "Przesłuchanie"? Kiedy dotarłyby do polskiej publiczności? Jak potoczyłaby się kariera Kieślowskiego, gdyby w 1982 nie zauważył go Zachód? A jak Bugajskiego, gdyby w 1982 nie został "reżyserem narodowym"? Możemy tylko zgadywać, ale na pewno bez wielkiej eksplozji talentów i ważnych dzieł w Gdańsku 1982 roku kino polskie wyglądałoby dziś inaczej.     
26