Jeśli kogoś bawi humor typu Chaplin, prawdopodobnie będzie się dobrze bawił. Mi jednak slapstick nie wystarcza i się nieco nudziłem. Aha, dialogów w filmie niemal brak; a ciekawostką może być fakt że to jeden z ulubionych filmów Ingmara Bergmana ;P
mnie Chaplin bawi ale uwazamm, ze Hulot to tania imitacja Charliego... dowcipy przecietne. Duzy plus za ładnie skaponowane kadry.
hej, hej Chaplin to inna pułka, inne czasy. bez takich porównań. Ta część jest zdecydowanie mniej ciekawsza niz "Mon oncle" , po prostu mniej akcji, niemal 0 dialogów, sytuacje mniej komiczne i ekstremalne, acz wciąż Hulot to Hulot. A Chaplin to Chaplin. Plus za cudowny jazzik.
Ten film, podobnie zresztą jak pełne metraże Chaplina, to więcej niż slapstick. To raczej pewien portret świata i obecnych w nim na każdym niemal kroku absurdów, do dostrzeżenia których potrzebujemy kogoś takiego jak Hulot :) Zwróć uwagę choćby na gości filmowego hotelu: przecież to kapitalny i celny przekrój społeczny!
Obejrzałem drugi raz i teraz, po ponad 8 latach, widzę w tym filmie znacznie więcej niż poprzednio. Dlatego też podwyższyłem ocenę :)
"Humor typu Chaplin"???
Tylko i wyłącznie odpisuję na ten koment, by Ci powiedzieć, żeś kołek.
Tobie może się Chaplin nie podobać, ale taki koment świadczy jedynie o Twoich różnorakich brakach, o historii i teorii filmu nie wspominając.
BTW: na początku zdania piszemy MNIE.
Zainwestuj w słownik ortograficzny, jeśli jeszcze nie jest za późno.
tak, udowodniłeś że sam masz o niej wysokie pojęcie nazywając totalnie obcego człowieka kołkiem i chamkiem. wzór cnót i kultury osobistej. "nigdy nie rozmawiaj z idiotą, bo sprowadzi cię do swojego poziomu i pokona doświadczeniem"
:) Sam widzę nie uważasz film za arcydzieło skoro oceniłeś go jedynie na szóstkę co do Chaplina bardzo go cenie, jednak co się tyczy natomiast tego filmu ma on owszem wakacyjny klimat i to jest plusem humor jednak nie jest na tym poziomie co wspaniały Chaplin.
Bo mi 'nie podszedł'. Po prostu nie widziałam tej magii, którą widzieli niektórzy. Podobno to był jeden z ulubionych filmów Bergmana (pewnie dlatego, że tak niewiele się w nim mówi i wiele opiera się na niewerbalnej komunikacji).
Tati to spadkobierca Chaplina (jak wielu innych komików różnych generacji); po prostu Chaplin to jeden z 'ojców kina', czy ktoś się z tym zgadza, czy nie. Jeśli się nie zgadza, to nie jest to kwestia gustu (każdy posiadający podrzędny gust wytacza armatę w stylu 'o gustach się nie dyskutuje'. To nie jest prawda. Tak tylko próbują przykryć braki ci, którzy gustu wyrobionego nie mają), ale kwestia twardych faktów. Gdyby nie Chaplin kino (być może!) osiągnęłoby to stadium ciut później, nieco później lub dużo później, bo pewnie nawet bez niego, by osiągnęło (ktoś inny by się znalazł; inna sprawa, jak to kino bez Chaplina by wyglądało...).
Obu jaki i Bergmana oraz Chaplina cenie i w pełni się zgadzam co do słów o Chaplinie można nie być wielkim fanem jego twórczości, natomiast trudno nie zauważyć że gdyby nie on zapewne wiele komików nie zrobiłoby takiej kariery - Wystarczy wymienić duet który słynął z slapstikowych komedii, mianowicie każdemu dobrze znanym nawet ci co nie są fanami komedii słyszeli o Flipie i Flapie :) Co do tego filmu też mnie nie urzekł pod względem gagów, chociaż klimat wakacyjny niewątpliwe posiada.