Uwielbiam filmy katastroficzne. Z jednej strony warto wyczulić się na to, co dotyka inne rejony geograficzne. Miliony ludzi żyje w niepewności, że może ich pokonać natura. Np. na Bali, gdzie ludzie mają ogromną świadomość swojego zagrożenia, a jednocześnie nauczyli się cieszyć każdym dniem. Carpe Diem, bo wiedzą, że wszystko mogą stracić w ciągu nieszczęśliwej nocy. Z drugiej strony umiejętność reagowania na to, co może się przytrafić, chociażby na wakacjach. Takie filmy to trochę instruktaż przetrwania.
To prawda. Swego czasu interesowałam się wolonatriatem dla takich rejonów. Dobrze powiedziane z Bali. Z jednej strony ludzie nauczeni wygody, czuliby strach, że w każdej chwili coś się może skończyć, a często nie widzimy niezwykłości dnia codziennego. Na Bali tym bardziej doceniają każdy dzień. Ładny film i zdecydowanie się zgadzam, że tego typu kino jest potrzebne
Tutaj widać, jak na bohaterze i jego relacjach z rodziną odbiła się katastrofa z pierwszego filmu. I zaraz musi walczyć ze skutkami kolejnej. Ciekawe studium psychologii.