Kaufman w swojej zawiłości prześcignął sam siebie. Lubię kino, które zmusza do refleksji ale nie lubię kina które mimo refleksji nie prowadzi mnie do rozwiązania. Nie zrozumiałem chyba o co chodzi do końca w tym filmie. Wyczerpał mnie do przesady. Nie żałuję, że widziałem ale nie będę darzył go jakimś sentymentem.
Mam podobne odczucia. Film zrobiony solidnie, z dobrymi kreacjami aktorskimi. Natomiast zabrakło mi takiej zwięzłej metafory (a może "synekdochy?"), pomysłu spajającego dzieło i w pełni usprawiedliwiającego jego powstanie (jak w "Być jak J. Malkovich) - zamiast tego mamy pradawny i zgrany topos "świata jako teatru", fascynujące głównie dla twórcy solipsystyczne rozważania i psychoanalityczne smaczki. W obecnym czasie oczekuję od dzieła ambitnego czegoś więcej, czegoś bardziej wspólnego i "społecznego" - w końcu czasy wcale nie takie spokojne.
Film obejrzałem z pewną przyjemnością, zwłaszcza dzięki aktorstwu, ale też zabrakło mi sił, by z pełnym zaangażowaniem dać się prowadzić reżyserowi przez jego opowieść.
nie będę się silił na pseudointelektualne szermierki, zwyczajnie wybacz ale nie mogłem się powstrzymać po " w końcu czasy wcale nie takie spokojne" - idealnie pasuje do tego wiersz Kaczmarskiego "Astrolog":
"W spazmach i splotach najlichsza istota
Wypełnia swój los parabolą żywota
I gasnąc przepada wśród świateł miriadów -
Maskota
Potęgi, co Stwórcą nazywa się Ładu.
...
Idę więc do nich i mówię, że czas
Jest zawsze przejściowy, a chaos jest w was!
I za to sądzili - i za to spalili.
Stos zgasł...
Dokładnie w od zawsze pisanej mi chwili."
Zabawne jak w sztuce pewne zupełnie niepowiązane ze sobą dzieła niezależnie od siebie mogą układać się w coś harmonicznego. :)
Dzięki za wiersz Kaczmarskiego, akurat nie znałem (nie jestem miłośnikiem, ale doceniam, choć mój ulubiony to "Upadek aniołów").
Czy idealnie pasuje - tu już rzecz po stronie odbiorcy. Nadal nie jestem przekonany do "Synekdochy", nadal film jest dla mnie trochę staroświecki i anachroniczny , natomiast Kaczmarski - zaskakująco aktualny.
Więc, cytując z kolei Goethego, "estetyka to to, co nie boli - sztuka to to, co boli".
Kaczmarski, owszem, boli, "Synekdocha" - jakoś nie. Pozostaje dla mnie estetycznym wysiłkiem, niewiele przynoszącym międzyludzkich refleksji.
Próbuję znaleźć źródło Twojego cytatu z Goethego, ale nic nie mogę znaleźć. Powiesz mi skąd jest ten cytat?