ale tu nie potrafię. Już nie będę się czepiać, że film się kompletnie zestarzał, ale pominięcie wielu barwnych postaci, ważnych i niezbędnych, przynajmniej jak dla mnie, wydarzeń i spłycenie oraz przesłodzenie niektórych wydarzeń i postaci, jest nie do zniesienia. Najbardziej raziły mnie te:
- skrócenie, spłycenie i przesłodzenie związku Wardena i Karen Holms, brak ich wielu kłótni i wspaniałych wymian zdań,
- brak kilku interesujących postaci, takich jak ,,Wódz" Choate, Blum i oczywiście niesamowity Jack Malloy,
- brak CAŁEGO wątku o obozie karnym, a przecież ten dział był chyba najważniejszy...
- uśmiercenie Angela Maggia. Chcieli oczywiście tym wzruszyć, ale na mnie to kompletnie nie podziałało,
- robienie na siłe przyjaciół z Wardena i Prewitta. A przecież było wyraźnie w książce podkreślone, jak Milt przyjechał na rozpoznanie ciała Prewa, spytany czy był to jego przyjeciel, odparł:,,Nie, przyjacielem nie był"
Oczywiście wiem, że nie można wszystkiego zamieścić z tak grubej książki, ale zabrakło akurat tego, co w książcę było najlepsze. Wszystko inne było w sumie nie takie złe, a nawet bardzo dobre. Najlepsze było oczywiście aktorstwo. Burt Lancaster, Montgomery Clift, Donna Reed i Frank Sinatra zagrali genialnie, a co więcej idealnie pasowali do odtwarzanych przez siebie ról. Jeśli chodzi o Deborę Keer to do roli może i pasowała (chociaż zupełnie inaczej wyobrażałam sobie Karen), ale widać było, że tej postaci zupełnie nie rozumie i nie wczuła się w nią kompletnie. Chociaż na pewno część winy leżała w scenariuszu.
Tak więc niestety, więcej niż 6/10 dać nie mogę.