w końcu tak się robiło filmy 50 lat temu. teraz z kolei mamy przesadę w drugą stronę. wiadomo, że największy wysyp naprawdę wartościowych filmów trwał od lat 60. do końca 80. (ok, może nie wiadomo, ale takie moje własne zdanie), ale każda epoka ma swój rodzaj filmów
w latach 50. robiło się takie właśnie produkcje, oglądało, doceniało i nie można odmówić "From here..." bycia świetnym filmem tylko dlatego, że dzisiaj wydaje się dość banalny, jak napisałeś - wręcz "kiczowaty"

No, z tym kiczem to pojechales/-as po bandzie. :| Patos i melodrama sa, i owszem - ale w ilosci lekkostrawnej; w tamtych czasach a i nieco pozniej nakrecono mnostwo filmow napakowanych tym farszem w znacznie wiekszej ilosci. I jak slusznie zauwazyl slomiasty_hohol - miej na uwadze ze film nakrecono w roku 1953 - w zupelnie innych czasach niz dzisiejsze, wlaczajac w to jak najbardziej bardzo inna w tamtych czasach obyczajowosc (czytaj: co uzanawano za obyczajne, co za nieobyczajne czy wrecz za tabu). Tu jest smialo pokazany watek, nazwijmy go roboczo, rodzinny - zona, kobieta juz nie w latach swojej najwiekszej swietnosci ale wciaz atrakcyjna (na marginesie: wspaniala rola Deborah Kerr !), olewana przez meza - oficera-karierowicza, przy tym lekkoducha lubiacego zagladac w szklo i flirtowac z innymi babkami (jak na rok 1953 i jak na, jak to napisales/-as "amerykanska powojenna tradycje" - to chyba niezbyt typowy sposob pokazania amerykanskiego oficera; typowy to mniej-wiecej rycerz bez skazy gotowy zbawiac swiat), znuzona i przygnebiona ta sytuacja wdaje sie w romans (a moze i cos wiecej, gdyby nie wybuch wojny) z nizszym ranga zolnierzem (do tego podwladnym jej meza) - jak dla mnie: bardzo nieobyczajna sytuacja jak na rok 1953, do tego pokazana otwarcie w filmie, w dodatku filmie z Holywood - zatem mocna rzecz na swoje czasy. A jak dla mnie to i bez tego ogladania sie na rok powstania - jesli nie arcydzielo to na pewno swietny - pod kazdym wzgledem, i bardzo wartosciowy - film. Polecam.