Cuarón oddaje widzom kino dogłębnie osobiste, pozbawione pozerstwa i szczere, które na tle współczesnego kina jest jak upragniony haust świeżego powietrza. Jest tu piękno kryjące się w tym, co zwykłe, codzienne, zwykle niedostrzegalne; jest poezja płynąca z małych i dużych dramatów oraz radości, sprawiających że to koło życia ciągle się toczy; wreszcie jest tu magia tęsknoty za tym, co już minęło, próba odtworzenia dziecięcych wspomnień, poszukiwanie drobiazgów sprawiających że dziś jesteśmy, kim jesteśmy.
Cała recenzja: http://kulturacja.pl/2018/12/recenzja-filmu-roma-najwiekszy-sukces-netflixa/
Jest jak straszne nudziarstwo z jakiśh nudziarskich sytuacji, gdzie nic się nie dzieje. Można sobie przez 2 godziny posiedzieć na krześle i nic nie robić i się w 100 procentach odegra wtedy ten film, bo to jest beznadziejne i tragiczne. Podczas seansu towarzyszy tęsknota za czymkolwiek ciekawym, jakimkolwiek wydarzeniem, zwraca się uwagę na małe drobiazgi, jak pyłki kurzu latające w powietrzu, bo są one milion razy ciekawsze niż ten film.
to był żart. ale nie dziwi mnie, że nie podobał się ten film komuś kto daje 10/10 szybkim i wściekłym
Nie mogę powiedzieć, że mnie się film nie podobał, ale mam wrażenie, że taka „Zimna Wojna”, która jest atakowana za to, że „nic się w niej nie dzieje” to przy „Romie” istne „Mission Impossible” tempa.
Przez pół pierwszej godziny naprawdę NIC się nie działo. Jakaś bardziej konktretna akcja zawiązała się w ostanich 40 minutach.
No zgadza się, pomiędzy tymi pierwszymi trzydziestoma minutami, a ostatnimi czterdziestoma coś się zaczyna dziać .. niemrawo...
Tak sobie trochę żartuje, to oczywiście nie ma być film akcji, ja zreszta takich nie lubię, ale przy Romie naprawdę patrzyłam na zegarek.
To prawda, że Zimna wojna, pomimo, że była opowiadana zbyt pośpiesznie, o wiele bardziej potrafiła wciągnąć i zaangażować. Niestety Roma to taki typowy snuj opakowany w piękny papierek. Lubię wolniejsze filmy, ale tutaj reżyser tak bardzo skupił się na przeróżnych detalach, że zapomniał o bohaterach, którzy są płascy, pozbawieni charakteru i poruszają się po ekranie jak duchy.
to jest zawsze najlepszy argument
"nie masz prawa oceniać filmu co mi się podobał źle bo 4354332 lat temu oceniłeś muminki na jakąś tam ocenę" :D
Ciekawie wpleciono do historii meksykańskich Indian (nie Metysów, tylko Indian właśnie). Główna bohaterka ze swoją "siostrą" rozmawiają w języku mixtec. Ci ludzie byli przez kilkadziesiąt lat prześladowani przez rządy Meksyku. W filmie też jest wzmianka o tym, że rząd odebrał ziemię matce Cleo.