Film można ocenić w bardzo prosty sposób - najzaje*istrza rzecz jaką kiedykolwiek widziałem.
Chyba nigdy przedtem nie miałem takiego ubawu z jednego filmu. Piosenki są świetne, aktorzy spisali sie perfekcyjnie, zwłaszcza Tim Curry który zniszczy waszą psychikę na długo, gwarantuje xD
Jedyne co to końcówka która pasuje do całości jak pięść do nosa.
Też się zawiodłam nieco końcówką. Głównie z tego powodu, że wg mnie jakoś nie pasowała do wszystkich poprzedzających ją rozpasanych, energetycznych i porywających scen, które z miejsca pokochałam. Bardziej oczekiwałam, że koniec filmu będzie tylko tego kulminacją i już.
No i z miejsca pokochałam Frank-N-Furtera, więc, cóż, byłam mocno niezadowolona z tego jak to się wszystko rozwiązało ;)
Aaaale, film i tak jest genialny, na pewno jeszcze nie raz do niego wrócę :D
A propos końcówki, jak ją rozumiesz? W sensie interpretacyjnym? Męczy mnie też pytanie, co stało się z parą narzeczonych. Wątek, co z nimi dalej został porzucony. Zabrakło mi puenty, jak też ich znajomośc po owych orgiach, parodiujących styl życia lat 70. w niektorych kręgach, się potoczyła.
Ich wątek kończy film - widzimy, że zostali poturbowani ale przetrwali i że nadal siebie szukają mijając się czasem w mroku, podczas gdy zaginacze czasu bawią się już gdzie indziej - wiecznie. Kwestia czy się odnajdą pozostaje otwarta ale na pewno nigdy już nie będą tacy jak przedtem, są przepełnieni nowymi, czasem destrukcyjnymi rządzami, za to wolni od obłudy i konwenansów (początek filmu) i bogatsi o samopoznanie. Dlatego nie rozumiem pretensji do zakończenia, również dzięki niemu tak wysoko oceniam film. Poza tym każda impreza kiedyś się kończy :)