Gdzie Twoje dawne poczucie kontrowersji i niejednoznaczności? Dawny relatywizm zjawisk, bijący z historii i współczesności, tak dobrze przez Ciebie zauważalny, przekułeś na karykaturalny moralitet, w którym postaci są bezwstydnie przekoloryzowane... niestety to przesycenie kolorystyczne bije po oczach, choć zasadą w tym filmie jest tu czerń i biel - jako obciachowa już w kinie zasada manichejskiego podziału. I nie chodzi tu o historię, bo ta jaka była, każdy wie (albo prawie każdy, kto wniknął choć trochę w historię risorgimento). Chodzi o sposób jej ukazania: telenowelowy, jednostronny i natrętny. Postaci nie przekonują, a niektóre inscenizacje obrażają poczucie estetyki, tudzież inteligencji. Zamiast pytań i dawnej, błyskotliwej zadziorności dostajemy film o jednopłaszczyznowym wymiarze i - o zgrozo - iście inkwizycyjnym (sic!) zacięciu. Efekt jest taki, że katolicy ujrzą w tym kolejny propagandowy atak na religię, a myślący liberałowie zareagują niesmakiem. I tyle z całej imprezy.
Film ratuje tylko strona wizualna - i tu, paradoksalnie (tj, wbrew intencjom moralizatorskim) - na korzyść całego teatrum wielkiej, zawsze atrakcyjnej barokowym przepychem tradycji katolickiej.