Przecież to jedno wielkie "kopiuj-wklej". Facet chodzi po lesie i zabija kolejnych nastolatków (zmieniają się tylko aktorzy) a na samym końcu zostaje dziewczyna, która przeżywa i go zabija ale on wraca w następnej części...
Chyba w życiu nie widziałam jeszcze tak sztampowej serii.
Można dla odmiany poczytać "Friday the 69th". Pisał Chuck Tingle.
Nicole chce spędzić weekend ze znajomymi na odizolowanym kempingu, opuszczonym lata temu. Okazuje się, że krąży o nim legenda – o zamaskowanym brachizaurze o imieniu Jesse Voormees, który nawiedza jezioro nocą. Pojawia się ponoć tylko w Piątek 69 (xD), co zupełnym przypadkiem wypada właśnie gdy Nicole odwiedza kemping. W lesie słychać krzyki, więc bohaterka biegnie nieść pomoc… ale trafia na przedziwną orgię.
Jakieś inne trochę, nie?