Ten film jest bardzo ładnie nakręconą wydmuszką. Zlepkiem nieciekawych historii, które do niczego nie prowadzą. Mimo ładnej scenografii i kilku dobrych pomysłów, całość wypada blado. Gra aktorska też nie porywa, słabo wypada zwłaszcza Vincent Cassel, który gra tak, jakby mu się nie chciało.
Troszczył się o nią na swój swój ogrzy sposób. Pomagał jej przy wspinaczce do jaskini, przyniosł jej jedzenie. Nie wymagaj zbyt wiele od ogra ;)
Co chcesz od ogra? Facet uczciwie babę wygrał w "turnieju". Wedle ówczesnego prawa nie takie cuda zdarzały się w małżeńskiej łożnicy, a już szczególnie wśród możnych, gdzie większość zwiążków była czystą wymianą handlową, a dzieci trzeba było jakoś uzyskać. Więc z tym "gwałtem" ostrożnie... ;)
Weźmy tylko pod uwagę, że ta "baba" nie chciała turnieju już od początku. Ojciec się jej spytał, jakiego chce męża, ta wymieniła konkretnie trzy cechy (odwaga, dzielność, atrakcyjność), a król obiecał jej, że takiego męża jej znajdzie. Księżniczka od początku jasno dała do zrozumienia, że na związek z ogrem się nie pisze. Nie wiem, gdzie tu widać, że akurat ta "baba" jest zła. Bo co? Bo nie chciała spełnić woli ojca, który nie dotrzymał złożonej jej obietnicy, że znajdzie jej tego "księcia"? To ten król, jej ojciec był zły, jeśli już ktokolwiek z tej historii.
No przykro mi, ale fakt, że gwałt/nadużycia seksualne były kiedyś popularne (w sumie wciąż są, ale w innej formie) nie sprawia, że ten gwałt ogra na księżniczce tym gwałtem być przestaje. Dziewczyna jawnie pokazywała, że tego ogra nie chce. Musiał ją za sobą ciągnąć, ona mu uciekała, jęczała, by ją zostawił. Gdy ogr rzucił ją na łóżko, JASNO poprosiła, żeby tego nie robił. Skoro zrobił to wbrew jej woli, to jest to gwałt. I kropka, żadnego ostrożnie. Niczego nie zmienia to, że kiedyś robiło się to nagminnie, że ludzie wychodzili za siebie wbrew swej woli, czy że robiono gorsze rzeczy - to samego aktu w żaden sposób nie zmienia, nie sprawia, że się nie wydarzył. Zmuszanie kogoś do seksu to gwałt.
Nie wiem, co trzeba mieć w głowie, by sympatyzować z ogrem, który traktował dziewczynę jak swoją własność, jak rzecz, i wziął ją siłą. Współczuję braku empatii, naprawdę.
Zdajesz sobie sprawę, że już nie pamiętam 3/4 tego filmu, a nie zamierzam go oglądać ponownie? Nawet jeśli księżniczka postawiła żądania to chyba głównie po to, by się ze ślubu wykpić, albowiem zupełnie nie miała nań ochoty. No to ją tatuś, naciskany prze możnych, wystawił na aukcję w formie pojedynku. Kto wygrywa, bierze wszystko. Na to przystała... Winna?
Ogr chyba spełnił warunki (w kobiece wymagania względem męskiej urody nie będę wnikał, dość powiedzieć że obleśny staruch Berlusconi ma dużo więcej atrakcyjnych i młodych partnerek w tej chwili, niż ja pewnie przez całe życie, a przez któryś rok na pewno... I nie mam w sobie nic z ogra! A może właśnie dlatego?) ;)
Jak już ktoś napisał, traktował dziewuchę jak na ogra, szarmancko. Starał się...
Szczegółów gwałtu nie pamiętam, ale cóż, taka była cena tej wymiany. A mógł przecież zgwałcić, zabić i zjeść.. Co zupełnie nie dziwi u ogrów... Chyba? ;)
Z tą empatią to się nie zapędzaj. To nie jest realny świat, tylko film. W dodatku bajka. Nikt mi nie będzie w imię obecnie modnej krucjaty przeciwko molestowaniu prawdziwemu i urojonemu, sympatyzoować ze smokiem, ogrem czy innym czarnym charakerem! A już na pewno nie będę sympatyzował z wredną zołzą, co to z powodu ksenofobicznego lęku przed istotami baśniowymi odmawia im prawa do miłości i seksu! Bo jej się nie podoba? Wolałaby jak Leda, z łabędziem, nie? Nie ma lekko... ;)
I oczywiście przyjmując, że wrobienie w zemstę przy pomocy kobiecych wdzięków bogu ducha winnego jełopa (chyba wraz z rodziną), doprowadzenie do jego śmierci i zamordowanie - było, nie było - męża - jest właściwą i wymierną karą za gwałt... Mam wątpliwości. Spore.
Akurat w bajce odniesienia historyczne zmieniają dużo. Tak jak data wydania książki w dużym stopniu usprawiedliwia autora i pozwala nam przymknąć oko na pewne oczywiste ramoty. W życiu już nie jest tak ładnie i gwałty zdarzają się tu i teraz. Na całej pieprzonej kuli ziemskiej. Ludzie wciąż wychodzą za siebie wbrew woli etc. Nic się nie zmieniło i czasem tylko przybiera inne formy. Dlatego bajki są takie aktualne...
Nie będę poważnie dyskutował o gwałcie w odniesieniu do bajki. Może to też symbolika? Cholera wie, co chodziło po łbie reżyserowi tego dzieła, a Hiszpanie
(i po nich Latynosi) w takich kwestiach w ogóle są dość dziwni. Nie raz wabią wybrankę pięknymi słówkami, romantycznym brzdąkaniem na lutni czy innej gitarze, rzewnym śpiewem i ognistym tańcem, kolacyjka, prezencik... a potem okazuje się nagle, że chcą odebrać to, co według nich im się słusznie należy.
W ogóle południowcy i mieszkańcy Bliskiego Wschodu... To tak ku przestrodze...;)
I nie twierdzę, że polski cham i prostak nie jest zdolny do gwałtu. Ale my raczej stawiamy sprawy dość otwarcie i zwykle rozczarowania nie ma...
Jak to jest u ogrów, nie wiem. Trzeba zapytać Shreka, Tolkiena, albo przynajmniej Jacksona... ;)
Ogólnie odniosłem wrażenie, że księżniczka była tu największym potworem, a nie ogr czy jej świrnięty tatuś-hodowca przerośniętej pchły. Ale jak już wspomniałem, nie pamiętam szczegółów, więc może masz i rację...
Co do instytucji gwałtu - z pewnością. Nie jest to ani normalne, ani godne jakiejkolwiek pochwały. I choć wielu ma fantazje tego typu, z kobietami włącznie, ich realizacja poza własną głową czy ustawionym filmem porno jest chora i powinna być karana obcięciem jaj. Na dobry początek... ;)
Nie wiem też jaką przyjemność można mieć z takiej formy seksu. To jak bzykanie plastikowej lali, śpiącej i bezwolnej po tabletce gwałtu, albo gorzej, trupa. Zupełny brak interakcji. No chyba że kogoś podnieca ból i cierpienie. A to już się powinno leczyć z innego paragrafu. Sędziego Dredda... ;)
W każdym razie o moją empatię się nie martw. Jest całkiem w porządku...
Pozdrawiam.
Okej, zrobił się z Twojego komentarza elaborat, więc wybacz, jeśli pewne słabo odnoszące się do tematu owego filmu tematy i dygresje pominę, jak choćby wstawkę o ludziach z Bliskiego Wschodu, Hiszpanach czy Polakach oraz ich podejściu do traktowania kobiet. Błagam, po co w ogóle zaczynać takie dyskusje na forum filmowym?
Pierwszy akapit - to Twoje niepewne "chyba" mówi wiele. Otóż faktycznie chyba tego filmu nie pamiętasz i księżniczce rogi dorobiłeś, chcąc nie chcąc. Księżniczka była dość prostą postacią - chowana na zamku od dziecka pragnęła spotkać księcia. Ona naprawdę chciała faceta, który był dzielny, atrakcyjny i odważny. W żadnym wypadku się ślubu nie wykpiła! Ba, ona sama do tego ślubu się poniekąd pchała! I na pojedynek również przystać nie chciała, zmuszono ją do tego, z tego co pamiętam. Pytałeś, czy winna? No więc jednak niewinna, bo charakter i zachowanie księżniczki w Twojej głowie ma się nijak do tego w filmie - ani pojedynku nie chciała, ani ze ślubu się wykpić nie chciała.
Drugi akapit - Traktował jak na ogra SZARMANCKO? A nie, no to faktycznie, przepraszam. Gwałt to przecież takie tam nic, no bo przecież mogło być gorzej - mógł ją zjeść i zabić - więc czemu ma dziewczyna narzekać, nie? Nie znoszę tego podejścia, że nie ma co narzekać, skoro mogło być gorzej. Bije cię mąż? No weź, nie narzekaj, całkiem szarmancki, przynajmniej nie bierze Cię siłą... serio, ręce opadają.
Plus - "Szczegółów gwałtu nie pamiętam, ale cóż, taka była cena tej wymiany"
Taki tyci szczegół - księżniczka na tę wymianę nie przystała. Ona była jak towar, który się komuś sprzedaje wbrew jej woli. Dlaczego niby miała godzić się ze swoim losem, skoro to nie ona złożyła obietnicę? Gdyby ktoś cię komuś obiecał, wbrew Twojej woli, to uważasz, że powinieneś potulnie podkulić ogon i dać się wykorzystać, no bo w końcu taka była cena wymiany (co tam, że się nie zgodziłeś)? Bo to analogiczna sytuacja.
Trzeci akapit:
"A już na pewno nie będę sympatyzował z wredną zołzą, co to z powodu ksenofobicznego lęku przed istotami baśniowymi odmawia im prawa do miłości i seksu!"
No to się zapędziłeś z tą nadinterpretacją, nie ma co. Fakt, że nie podobał jej się ten konkretny ogr od razu oznacza, że nie podobałoby się jej żadne inne baśniowe stworzenie? Idąc tą logiką, czy gdyby nie podobał mi się jeden Japończyk, to już oznacza, że jestem ksenofobem i nie podoba mi się żaden Japończyk? Cholera, nie wiedziałam :c
Czy to, że ta księżniczka go nie chciała od razu oznacza, że odmawia mu prawa do miłości i seksu w ogóle? Nie, tak samo, jak Ty, odmawiając jakiejś dziewczynie/chłopakowi, nie odmawiasz jej/jemu prawa do seksu i miłości. Po prostu nie chcesz być częścią tego seksu i tej miłości i masz do tego święte prawo. Z drugiej strony patrząc - czy fakt, że ogr wziął ją siłą, nie jest naruszeniem w drugą stronę? To on odebrał jej prawo do miłości i seksu, jakie by sobie życzyła. Już tam wolę tę "wredną zołzę" (ani nie wredna, ani nie zołza, po prostu się jej ogr nie podobał) niż troglodytę-gwałciciela, traktującego księżniczkę jak zwykły przedmiot, z którym może zrobić, co chce.
Któryś z kolei akapit - fakt, odniesienia historyczne są ważne, ale ja kieruję się chyba trochę innymi zasadami niż większość. Ja nie usprawiedliwiam ludzi przez pryzmat tego, że w tamtych czasach coś było normalne i na porządku dziennym. Ludzie po coś ten swój mózg mają (może ogry też). Powinno być to oczywiste, że gwałty, przemoc seksualna etc. są po prostu złe, tak teraz, jak i wcześniej. No chyba coś jest nie tak i to instynktownie czujesz, gdy ktoś przez ciebie płacze, boi się, próbuje przed tobą uciec (jak księżniczka przy gwałcie) i żadne zrzucanie czegoś na karb "tradycji" tych szumowin nie wybiela.
Ale bardzo możliwe, że mam nieco inne podejście niż większość i trudno to zrozumieć, bo każdy z moich ważniejszych poglądów na życie jest konsekwencją moich własnych przemyśleń, a nie "bo tak zawsze było, bo to tradycja". Może zbyt wiele wymagam od innych, w tym bohaterów fikcyjnych, licząc, że oni też potrafią pewne sprawy sami przemyśleć.
Mimo wszystko miło, że pogląd na gwałt mamy podobny. Uff ;)
Przepraszam, ta sugestia o braku empatii była niepotrzebna, choć nie potrafię zrozumieć, jak można z tym ogrem sympatyzować.
Miłego dnia~
Wyluzuj dziewczyn, to tylko bajka! Poczucia humoru o ty nie masz za grosz, a ironię poznasz chyba dopiero, jak ją znajdziesz w zupie... ;)
Niemniej nawet jeśli masz rację, a ja mam sklerozę, żadna siła nie zmusi mnie do ponownego obejrzenia tego "dzieła", o ile będę w pełni władz umysłowych... ;)
Pozdrawiam i również życzę miłego dnia... Bez ogrów... ;)
Hmmm... Może to rzeczywiscie jest jakiś trop do bezdennej pustki tego filmu? Baby...;)
Niestety, ale muszę się zgodzić. Potencjał był, bo film jest ładnie nakręcony i trzyma klimat.
Co z tego skoro brakuje puenty. W baśniach ważny zawsze był jakiś morał, zakończenie.
Z tych opowiastek niestety nie wynika nic...
Morał na zakończenie podaje się aby niekumaci wynieśli z nich naukę, a nie żeby cała opowieść poszła na marne.
Rozumny nie potrzebuje kawy na ławę.
Jak dla mnie puenta była słaba, a film średni.
Chyba będziesz musiał z tym żyć i niestety nie udało Ci się mnie obrazić :)
Głupi jesteś jak but. Każda klasyczna baśń ma morał. I niczego nie trzeba się domyślać na siłę, piewco surrealizmu.
Tu w dodatku jest jeszcze gorzej. Z kilku równolegle prowadzonych wątków nie wynika nic. Zupełnie. W żaden sposób się one nie wiążą. A powinny, żeby dwie godziny tego rozwlekłego "dzieła" miały jakiś sens...
Amen.
Ciekawe czy reżyser również nie dostrzega powiązań pomiędzy wątkami. Wydaje się nieprawdopodobne aby tak było.... No więc.... Cóż....
Piewco surrealizmu? Teraz ja czegoś nie dostrzegam.
Reżyser nie dostrzega? A od kiedy to filmy reżyser robi tylko dla siebie, własnej przyjemności i grona przyklaskujących mu przydupasów? Film ma być zrozumiały dla widza. Amen.
Nie dostrzegasz, bo jesteś, cytuję "niekumaty". Więc żeby opowieść nie poszła na marne i byś wyniósł z niej naukę, wywalmy kawę na ławę:
Film jest manierystyczną (chodzi o dążenie do perfekcji obrazu), oniryczną wizją jakie cechują surrealizm. Taki kierunek w sztuce.
Co by ci było łatwiej pojąć ideę, za Wikipedią:
"Artyści starali się wykreować obrazy burzące logiczny porządek rzeczywistości. Często były to wizje groteskowe, z pogranicza jawy, snu, fantazji, halucynacji, a odsunięte od racjonalizmu".
Którejś z wyżej wymienionych cech nie dostrzegasz w tym filmie? Czy może film wydaje ci się jednak realistycznym kinem akcji? :)
No to może nazwać cię piewcą "postmodernizmu"? Lepiej?
Bo tego, głównie w zaprzeczeniu związków przyczynowo-skutkowych, przerostu formy nad treścią i skupieniu na wizualnej stronie dzieła też w tym filmie nie brak...
A więc powiązania są, tylko TY ich nie dostrzegasz. Od kiedy to film ma być zrozumiały dla każdego, nawet najgłupszego widza?
Wiem co to jest surrealizm, nie wiem tylko dlaczego jestem jego piewcą.
Coś mi wydaje, że to ty ciągle nie rozumiesz ani puenty filmu ani tego co się do ciebie pisze.
Teraz jestem też piewcą postmodernizmu? A czego ty jesteś piewcą? Wykładania kawy na ławę jak w głupawych serialach i filmach dla nastolatków?
No to albo jest to baśń, a ta zawsze ma morał, albo fantasmagoria naćpanego reżysera, robiona dla grona przyjaciół i krytyków, którzy takie historie uwielbiają. Na szczęście jest jeszcze kryterium rynkowe, które hamuje takie zapędy, dość skutecznie...
Dobra. Załóżmy że jestem głupi. I zupełnie nie rozumiem onej skomplikowanej puenty. Wyjaśnisz mi ją? Proszę...
Bo dla mnie ten długi film wygląda, jak urwany w połowie. Wątki za cholerę się nie łączą w spójny morał. Można oczywiście na siłę coś z tego dusić, nie wiem: "życie jest jak chodzenie po linie, można je przejść, a można wywalić się i spaść na ryj". Albo: "Każdy coś stracił, al czy zyskał i po co?". A może: " Jak już coś uczciwie wygrasz, nie podniecaj się, i tak utną ci głowę, ale spoko, zdążysz jeszcze wymordować rodzinę, która nieświadomie pomogła twojemu wrogowi"...
Dalej, popisz się! I mnie oświeć, głupiego...
I skończ już ten wątek "piewcy", bo doczepiłeś się do jednego zdania jak kleszcz do krowiego tyłka. Co z tego wynika? Nic..
Skoro opowiadasz się tak zdecydowanie po stronie przekazanych przez film treści nazwałem cię ich piewcą. Nie napisałem ze jesteś piewcą ideologii Hitlera czy trędowatym. Obraziło cię to czy jak?
Oczywiście ze film nie musi być zrozumiały dla każdego. Sam uwielbiam mrugnięcia okiem do widza, wszelkie odniesienia do literatury czy kultury masowej. I zawsze odkrywam wszelkie easter eggi, jeśli są. Weźmy na przykład takiego Wiedźmina w wersji komputerowej. Sprawdzimy się, kto znajdzie więcej odniesień do rzeczywistości? I nie powiesz, że jest to tylko "głupia gra". To arcydzieło, w porównaniu z takim "Pentameronem"...
Ale tu tego nie ma. Po prostu. I nie ma się rozwodzić...
Nazywasz mnie głupim jak but, a potem domagasz się aby cię oświecał? Nie mam przyjemności prowadzenia tej rozmowy w tak impertynenckim tonie. Poczytaj forum to znajdziesz różne wyjaśnienia. Mnie się po prostu nie chce z tobą gadać.
Bum! Znalazłeś easter egga mistrzu?
Też nie mam przyjemności...
Ale nie nazwałem cię tak dla sportu, tylko z przekonania.
W którym to przekonaniu utwierdzasz mnie każdą swoją odpowiedzią. Nie jesteś w stanie wykrzesać z siebie pół normalnego zadnia, jeśli chodzi o treść tego filmu. Wolisz drogę na skróty, czyli odszczekiwanie, obracanie kota ogonem czy wielkie obrażanie się na podłego rozmówcę. Ale żeby choć słowo na temat! O, co to nie. Za trudne...
Ciebie pytam, myślicielu. Nie kogoś innego. Nikt inny nie wyskakuje tu z takimi tekstami. I nie interesują mnie wyjaśnienia innych na forum. Interesuje mnie twoja interpretacja i wykładnia tego "genialnego" dzieła.
Bo swoją już mam...
To był dość ciekawy pojedynek słowny. Ba, nawet z puenta i zakończeniem. Gratulacje panie yamata.
Dzięki. Szkoda tylko, że moje słowa nie dotarły do adresata.
Niemniej fajnie, że ktoś to jednak czyta ze zrozumieniem. To pozwala odzyskać wiarę w piszących tutaj ludzi... ;)
Pozdrawiam.
Również pozdrawiam i siły życzę, bo jak można zobaczyć wyżej, na pewno sie przyda.
Właśnie miałam problem z morałem, nawet nie wiem czy nie stworzyłam ich trochę na wyrost. Królowa L - chęć posiadania, Violet - tylko samemu można się uwolnić, a Dora? Próżność? Mam wrażenie, że najlepiej jest poprowadzona część Królowej. I motyw pchły? Nie wiem co autor miał na myśli.
Początkowo burzyłam się wewnętrznie po takim urwanym zakończeniu, ale im dłużej o nim myślę, tym bardziej się przekonuję, że to jednak nie wynika z niedopracowania. To Baśń Baśni, my tu tylko jesteśmy gośćmi na chwilę, tylko trochę zaglądamy. Potęguje to ostatnia scena, kiedy to człowiek na linie zatrzymuje się w połowie, nie przechodzi całości. Z jednej strony prawda, jest sporo niedomówień. Z drugiej strony - naprawdę nie wiecie co się działo dalej w tych historiach? Myślę, że to jest do wywnioskowania. Nie podając tego na tacy dano nam możliwość myślenia o tym, dopowiedzenia sobie tych 3 ostatnich słów, zobaczenia ich w głowie.
Z morałów jeszcze - ojciec Violet - unoszenie dumy ponad miłość to nie najlepszy pomysł. Królowa - bardziej niż o chęci posiadania, myślałabym o trudności z zaakceptowaniem wolności człowieka. Co do Dory - nie szłabym w samą próżność. Cała ich trójka - Dora, Imma i Król - wpadli w chory pościg za młodością, pięknem ciała. A takiej idealnej młodości się nie zatrzyma, co też pokazuje ostatnia scena z Dorą, która zaczyna się starzeć.
Motyw pchły jak dla mnie jeden z przyjemniejszych. Autor mógł sobie na nią "pozwolić" bo to baśnie - czemu miałby nie móc? Jest to dobre zaczepienie wątku turniejowego o rękę Violet, turnieju który miał być nierozstrzygalny. Król jest tu ofiarą swoich własnych decyzji - najpierw poświęca cały wolny czas ukochanej pchle (czemu nie córce?), jak ta odchodzi, egoistycznie planuje turniej nie do wygrania, żeby został mu ktoś "do kochania" skoro pchły już nie ma (zauważ kiedy Król zgadza się na prośbę Violet o wydaniu za mąż). Dalej, nie docenia przeciwnika i w ostateczności oddaje córkę półzwierzęciu, bo jego duma i honor nie mogą ucierpieć.
Myślę podobnie :) Zastanawiałam się jeszcze dłużej nad postacią księżniczki - młoda, naiwna, "chowana pod kloszem". Być może jest to pewnego rodzaju alegoria drogi, jaką musiała przejść, żeby stać się mądrą Królową (choć i pewnie moznaby to przeniesc na grunt rytuału przejścia czy przeistoczenia dziewczyny w kobietę - to mocno przerysowane, ale w koncu poruszamy sie w basniach). Olbrzym, choc wydaje sie byc zly - kochal swoja zone, do konca o nia walczyl (sadze, ze kierowala nim chec uratowania towarzyszki z rak cyganow). Szkoda mi go troszkę (choc gnusnosc i brak wrazliwosci, czy jak to nazwac, tez zostaly ukarane scieciem jego glowy i to przez krolewne). Fajne, madre historie :)
Ładna interpretacja, fajnie, że ktoś stara się coś zobaczyć w tym filmie, ale jak dla mnie, wynika ona z twojeo wysiłku, a nie tego, że film ma jakiś spójny przekaz.
Też poczuwam go jako naciągany, z potencjałem, ale zmarnowanym.
Król od pchły był w istocie osobą płytką i nieskomplikowaną, potrzebował zabawki, pieszczoszka. W scenie, w której widać kondukt pogrzebowy króla, który poległ w walce z potworem morskim, ojciec Violet zabawia ją i cmoka na nią tak samo, jak później cmokał na pchłę. Kiedyś jego pupilką i ulubioną zabaweczką była córka - gdy dojrzała, zaczęła myśleć o poważniejszych sprawach i przestała być dzieckiem, z którym mógł się bawić, ucieszył się z pchły, którą mógł się zajmować i cieszyć tak samo, jak kiedyś córką.
Widać jego postawę także w scenie występu księżniczki - rozrywki przystojące dorosłym, słuchanie muzyki i śpiewu córki, po prostu go nudziły - wolał polowanie na pchełkę. Król chciał się po prostu bawić. Po utracie córki i po jej odzyskaniu pojął, że Violet jest bardziej dojrzała od niego i stąd zapewne decyzja o usunięciu się i natychmiastowej koronacji córki.
Nie streszczaj filmu, bo wszyscy widzieli co piszesz tylko opowiedz jaki jest sens pomiędzy historiami.
Nie wmawiaj czegoś czego nie ma.
Opowiadając sceny piszę, co z nich wnioskuję.
"Jaki jest sens pomiedzy historiami" - co to znaczy?
Nie wmawiam niczego, analizuję i wnioskuję.
Historie są zakończone i nie trzeba ich dalej kontynuować, ale w sposób nudny. Tak, jak do połowy byłem pod urokiem filmu, tak potem nie utrzymał napięcia.
Myślę, że mogę przyłączyć się do tej opinii. Film mnie nie zachwycił, chociaż nie sposób odmówić twórców pewnego całkiem interesującego poczucia estetyki. Niestety fabularnie jest po prostu średnio. Trzy wątki jako oddzielne historie są zwyczajnie nudne i płytkie, natomiast połączenie ich jakąś bardzo słabą nicią - mowa o ostatnich scenach - nie znajduje według mnie uzasadnienia w logice. Film w kinie zmęczył mnie, gdybym oglądał go w tv, z pewnością już przed połową przerzuciłbym kanał.
Owe historie są baśniami i prowadzą do morału, co ciekawe (i dobre!) nie podanego tu na tacy. Poza tym tu generalnie chodziło o sam nastrój tych historii i... może o samą radość opowiadania? Mnie zabrakło jakiejś głębszej myśli, łączącej te historie ściślej ze sobą, zabrakło czegoś co zawierał np. "Dekameron" Pasoliniego.
właśnie...widac w tych wypowiedziach małe pojęcie nie tylko o postmodernizmie w kinie, ale też mało wyczucia po prostu...ja tez lubię klasyczne narracje i fabuły, ale w tym filmie nie o to chodziło...istatą jego są niedokończone wątki i brak puenty...czy życie składa się z idealnie wyrazistych wątków wraz z ich zakończeniami..., nie ? Czy życie ma puentę....Jeśli chcecie klasyczne bajki z morałami, to proponuję poczytać czerwonego kapturka...tylko broń boże nie uwspółcześnioną wersję
Super. Tylko to już było. Także w kinie. I to dość dawno...
Nie bardzo rozumiem, co reżyser chciał w ten sposób osiągnąć. Że świat okrzyknie go nowym Pier Paolo Pasolinim?
W takim razie film jest odgrzewanym kotletem. W dodatku mocno niedopieczonym, jak posiłek dla filmowej pchły...
Film jest bardzo głęboki i niesie morały tylko trzeba pomyśleć. Nie zawsze wszystko jest podane "na tacy"
Podzielam zachwyt nad filmem, ale nie rozumiem Twojej wypowiedzi. Na czym polega głębia filmu? Moim zdaniem to tylko (lub aż) trzy piękne opowieści, dość sprytnie ale słabiutko powiązane, za to pięknie pokazane. A ten morał, jak on brzmi? "Wszystko ma swoją cenę"? Gdzie tu głębia? Nietypowy jest tu tylko sposób narracji i to też nie jakoś wyjątkowo.
Najlepiej walnąć ludową mądrość, zupełnie jej nie uzasadniając. No wiec słucham. W którym to miejscu ów film jest głęboki i niesie morały, które w dodatku trzeba przemyśleć? Albo lepiej wymyślić, bo jak dla mnie są one dość nieczytelne i słabe...
Rozumiem że nie rozumiesz. Pewnie to kwestia oczekiwań. Mnie film zachwycił. Zachwycił obrazem i pięknymi, niejednoznacznymi opowieściami. To co że do niczego specjalnego nie prowadzą, i tak jest pięknie.
Tylko to film, nie galeria obrazów. Idź do muzeum, albo szukaj fotoplastikonu bo mylisz definicje.
W tej sytuacji w ogólnie nie powinieneś oceniać filmu, bo nie oceniasz filmu tylko obrazki.