Próba przekładu niedoścignionego geniuszu Strindberga na ekran. Pomimo swojej ułomności w niektórych partiach(np. scena z czyżykiem przyciągająca chyba więcej uwagi niż erotyczna namiętność) , myślę , że Liv Ullmann zachowała najważniejszy duch sztuki dramaturga.
Z niezrozumieniem i nieprzychylnością czytam więc opinie, jakoby był to film bezcelowo skupiony w probówce jednego czy dwóch pokoi czy nacechowany przesadnym mizoginizmem. Świadczy to o braku jakiegokolwiek rozeznania w sztukach i teoriach literackich Strindberga. Postacie w "Pannie Julii" nie są do końca realne, to symbole uzmysławiające pewne problemy, nie należy ich traktować jak fotograf-naturalista, choć paradoksalnie często tak zostają przedstawiane. ( oczywiście TO przy założeniu, że adaptacji nie można traktować niezależnie od pierwowzoru)