PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=10007247}

Men

5,8 14 728
ocen
5,8 10 1 14728
6,5 41
ocen krytyków
Men
powrót do forum filmu Men

Odczytywanie przez recenzentów "Men" jako feministycznego manifestu robi krzywdę temu filmowi, który w moim odczuciu jest znacznie głębszy oraz bardziej złożony i inteligentny. Moim zdaniem ten film jest bardziej o nieprzepracowanej traumie niż o opresji patriarchatu, cokolwiek to znaczy. Kolejne wcielenia Rory'ego Kinneara równie dobrze mogą uosabiać własne demony bohaterki (z okrutnie nieczułym duchownym włącznie), a przynajmniej do takiego odczytania skłania mnie finałowa sekwencja "replikowanego porodu".
Post Scriptum do znaczeń to równie inteligentnie użyta jest forma horroru. Film to jedno wielkie mrugnięcie okiem do widza, zaczyna się "Lśnieniem", a kończy "Videodromem".

Wpis został zablokowany z uwagi na jego niezgodność z regulaminem
desperados02345

+1 byczku

Wpis został zablokowany z uwagi na jego niezgodność z regulaminem
ocenił(a) film na 7
iroquaiz

Też uważam że spokojnie można to tak odczytywać.

Konto_na_filmw

To co wypisuje iroquaiz jest tak na siłę, nie trzyma się kupy i jest przekombinowane, że ośmiesza samo siebie.

Trauma bohaterki po rozstaniu jest jedynie pretekstem do przedstawienia problematyki współczesnego patriarchatu. Więc film jest przede wszystkim o patriarchacie. A dokładniej o słabnącym patriarchacie - kolejne narodziny mężczyzn są jakby coraz łagodniejsze w obyciu z bohaterką. Jednak ciągle toksyczne w kontaktach z płcią piękną. Z tą różnicą, że w tym słabnącym już patriarchacie, mąż bohaterki nie jest w stanie zabić żony (jak to bywało za czasów przodków). Więc odrzucony - z powodu swych patriarchalnych zachowań wobec partnerki - sam popełnia samobójstwo. Ciągle nie rozumiejąc, że w tym przypadku to właśnie kultura patriarchatu nie pasująca zupełnie do współczesnej emancypacji kobiet, doprowadziła go do utraty partnerki i targnięcia się na własne życie.

Problem z tym filmem jest taki, że nie wnosi niczego nowego do dyskusji o problemie patriarchatu. Powtarza to co doskonale wiemy. Natomiast nie zauważa, że to same kobiety patriarchat nierzadko podtrzymują.

Na przykład bohaterka chodzi bez biustonosza, sprawiając, że odznaczają się jej sutki przez materiał sukienki. Podobnie robią panowie nosząc bardziej obcisłe koszulki. Dla mnie był to przyjemny widok i doceniam przedstawienie tego detalu w filmie. Natomiast niestety znalazłyby się panie, które taki widok bohaterki uznałyby za nieakceptowalny. A jej zachowanie za rozpustne. Czego nie powiedziałyby o mężczyznach. Więc ewidentny patriarchat cechujący się nierównym traktowaniem kobiet w kwestii prawa do nienoszenia biustonosza. Czy obcisłego stroju. I w efekcie wyzywania od najgorszych.

Szkoda więc, że film skupił się jedynie na wizerunku patriarchatu podtrzymywanego przez mężczyzn (ze słabnącą siłą). Gdy tymczasem nierzadko to panie wiodą prym w podtrzymywaniu patriarchalnych norm szkodzących im samym. Czyniąc to nierzadko w znacznie bardziej dosadny i zdecydowany sposób wobec swych sióstr.

Postać przyjaciółki bohaterki wyszła więc bardzo sztampowo. Tak jakby potwierdziła, że film skupia się jedynie na wadach mężczyzn (w sumie tytuł zobowiązuje). Co jest dużym przekłamaniem realiów obecnego patriarchatu współtworzonego - zwłaszcza w kwestiach obyczajowych - moim zdaniem głównie przez kobiety. To kobiety-matki tak wychowują swych synów. To kobiety-siostry tak negatywnie mówią o swych koleżankach itd. Nie bronią ich, lecz atakują bardziej niż panom przyszło by na myśl. W efekcie inne kobiety odwdzięczają się im tym samym. Więc patriarchat upada i nie może upaść. Tego w tym filmie mocno mi zabrakło.

ocenił(a) film na 7
krzysyek

Na dobrą sprawę to ten film jest taki na siłę, nie trzyma się kupy i tak przekombinowany że ośmiesza sam siebie. Jest trochę jakby ktoś wymieszał 2 lub 3 dziecinnie proste puzzle nie pasujące do siebie nawzajem i próbował z tego ułożyć coś jednolitego. W efekcie możliwe interpretacje są ograniczone do dwóch, góra trzech, gdzie żadna się nawzajem nie uzupełnia i żadna nie jest w pełni kompletna jako wizja/metafora/manifest/whatever.

Żeby odnieść się szczegółowo do twojej interpretacji musiałbym po raz 3 obejrzeć ten film i kolejny raz wytężać wzrok na mini-symboliki, sutki pod koszulą i dopasowywać czy nocne niebo to macica, blizna, czy może miejsce skąd pochodzą kosmici. Naprawdę nie chce mi się tego robić, film już za drugim razem utracił dla mnie większość uroku wizualnego i efektu zaskoczenia. Za trzecim może tu już być mordęga.

Jeśli szukasz w filmach tego o czym piszesz to polecam zahaczyć o "To nie wypanda" (sic!) i "Zawrót głowy" (trzeba się oczywiście dobrze przyjrzeć i to w odpowiednim kącie).No i jeszcze może "Porter kobiety w ogniu"
Moim zdaniem filmy o klasę wyżej od "Men".

Nie polecam za to "Thelmy i Lousie"

Konto_na_filmw

"Men" symbolikę patriarchatu podaje widzowi na srebrnej tacy (kontrolujący i nadużywający siły fizycznej partner, mężczyźni traktujący kobiety z góry, oczekujący od kobiet posłuszeństwa, poddania się ich oczekiwaniom ). Więc dziwne, że tego nie dostrzegłeś w tym filmie. Zresztą wszyscy o tym piszą. Gdybyś to dostrzegł - nagle wszystkie puzzle z symboliki filmu ułożyłyby Ci się idealnie w całość.

ocenił(a) film na 7
krzysyek

Podaje też symbolikę traumy po wypadku na tej drugiej tacy. Na trzeciej niesie folklor, naturę i religię. Szkoda tylko że dania te dodane do siebie komponują razem nie najlepszy posiłek, a jednocześnie na żadnej z tac nie ma na tyle jedzenia aby najeść się do syta.

Konto_na_filmw

Jednak nietrudno zauważyć, że wszystkie te wymienione elementy - a jakby ktoś chciał, to zapewne jeszcze więcej by sobie doszukał - służą stworzeniu tego jednego głównego - tytułowego dania o relacjach damsko-męskich podanych w sosie o smaku patriarchatu.

krzysyek

Ilość użytego słowa "patriarchat" i jego odmian jest porażająca :D

ocenił(a) film na 6
krzysyek

Wydaje mi się że oprócz głównego motywu patryarchiatu, twórca mógł jeszcze ukryć tu inne dno. Dodatkowe interpretację, bo każdy tu mówi że to trauma i wyrzuty sumienia, że wina nie leżała po jej stronie. A może leżała, jak to było np. w Antychryście, co nie którym i mi nie które kadry przypominają ten film. Wracając; motyw zerwania jabłka z drzewa- grzech pierworodny popełniony przez Ewe co mogło by wskazywać że na początku zarzartowal że mogła nie zrywać jabłka a bez pytania zerwała. Może np.motyw z gwałcącym księdzem był np. Powrotem traumy że ktoś ją gwałcił a może nawet ojciec,bo nie bez powodu jest bardzo duże podobieństwo men'ów do głównej bohaterki. Co mogłoby wskazywać że widzi samą siebie jak i ojca lub brata którzy robili źle rzeczy,na niej przez co po tem nie mogła poradzić sobie w dorosłym życiu i związku z innym mężczyzną. Bo na początku przed wybuchem kłótniu to mąż powiedział, to ja się ciebie boję..

tak że wydaje mi się że może być tu ukryte więcej niedopowiedzianych wątków,jak wszystkim się wydaje że było podane jak krowie na rowie...

ocenił(a) film na 5
krzysyek

Kolejni rodzący się mężczyźni nie są coraz słabsi bo "chłopiec" jest przed dorosłym księdzem i Geoffreyem.
Oni są coraz bliżsi bohaterce - od Bezdomnego z którym nie zamieniła ani słowa aż do męża którego znała najlepiej.

ocenił(a) film na 7
krzysyek

Wg. mnie zdecydowanie film o traumie, o kobiecie skrzywdzonej przez mężczyzn. Tak włśnie widzi mężczyzn.

ocenił(a) film na 1
Konto_na_filmw

ja ten film odczytuje jako gówno które ciężko spuścić w klozecie bo ciągle wraca

ocenił(a) film na 8
iroquaiz

Tylko na końcu widać, że krew jest na ziemi. Co z tym robimy? Cała reszta okej.

iroquaiz

A jak wyjaśnisz to, że James (mąż) reprezentuje takie same zachowania jak mężczyźni w Cotson? Czym Harper była straumatyzowana podczas ich kłótni w mieszkaniu w Londynie?

ocenił(a) film na 7
Fiyo

No nie wiem może dlatego że zaraz po tej kłótni spadł z balkonu, taki szczegół. Ja wiem że ktoś może powiedzieć "dobrze tak toksycznemu facetowi" jednak dla wielu osób kłótnia z kimś kogo dobrze zna i za 15 minut umrze nie jest zbyt komfortowym doświadczeniem, jakakolwiek osoba by to nie była.
Zresztą maż nie jest przedstawiony jako jakiś drapieżnik seksualny (taki nie dał by się po prostu wypchnąć za drzwi, a już tym bardziej myślał o skoku), a ktoś z wyraźnymi problemami psychicznymi.


A z "Men'ami" mam taką teorię: każdy przypomina męża, ponieważ każdy jest takim jakby wspomnieniem po nim. Są James'em ale każdy reprezentuje inne cechy jego osobowości. Jedna postać widziana z innych punktów widzenia.
[Trop w filmie to Geoffrey mówiący o kościele: koniecznie musisz zobaczyć go rankiem, Słońce oświetla go tak że wygląda całkowicie inaczej]

I tak mamy:
-duże dziecko (szantaż emocjonalny, brak empatii, etc...)
-księdza (pouczanie, wścibskość, Sms jako swoista "tajemnica spowiedzi", etc...)
-"Bezdomnego" (tu mamy ogólne wzbudzanie strachu, ale też obcość. Nie mówi i nie do końca wiemy o co mu chodzi. Tak samo jak u James'a u którego nie wiadomo co naprawdę siedzi we łbie i czy serio mówił z tym skokiem. W dodatku rany na ciele u bezdomnego mogą odnosić się do psychiki męża)
- Geoffrey właściciel domu (tu może być trochę problematycznie, ale możemy założyć że tak zachowywał się James kiedy był spokojny i/lub takie wywoływał pierwsze wrażenie kiedy się go poznało - w końcu jakiś powód musiał być dlaczego Harper za niego wyszła. W sumie przyjemny typ- taki po którego śmierci można żałować)


Założywszy powyższe możemy bawić się w interpretowanie kolejności w jakiej się pojawiają czyli:
Zerwanie jabłka przez Harper (chyba nie muszę tłumaczyć osobą dorosłym co to może znaczyć w relacjach płciowych...)
Zaraz potem mamy Geoffrey (pierwsze wrażenie).
Następnie taka seria: Bezdomny (pierwszy zgrzyt), dziecko, ksiądz, znowu Geoffrey
Kolejność z tej serii powtarza się dokładnie 3-krotnie (łącznie z porodem) po czym pojawia się James (w końcu Harper uporządkowuje sobie jakim człowiekiem był naprawdę)

Po drodze mamy drobne smaczki reprezentujące poczucie winny (rozcięta ręka "Men'a", nieumyślne przejechanie Geoffrey'a jeszcze zanim okazywał wrogość, wpadnięcie ptaka przez okno...)

Na końcu spokojne siadanie na kanapie - pogodzenie się z żałobą, przepracowanie traumy etc.


W sumie klocki ładnie można ułożyć w ten sposób. Problemem jest że za cholerę nie wiem co ma do tego wszystkiego ten cały Folklor.
I nie pytaj mnie czy to łączy się czy przeczy z interpretacją w duchu zniewolenie przez patriarchat bo nie mam zielonego pojęcia.

Konto_na_filmw

Moim pytaniem odnosiłem się do "Kolejne wcielenia Rory'ego Kinneara równie dobrze mogą uosabiać własne demony bohaterki", co jak rozumiem odnosi się do traumy bohaterki.

Tylko czym bohaterka jest straumatyzowana podczas kłótni z Jamesem ZANIM widzi go za oknem? Czemu wtedy James już przejawia podobne zachowania co inni mężczyźni w filmie (jest roszczeniowy, odwraca kota ogonem, obwinia Harper za swoje stany emocjonalne)?

"Bezdomny" to odwołanie do "Green Mana", którego podobiznę widzimy na chrzcielnicy/postumencie w kościele. Po drugiej stronie tejże jest z kolei Sheela Na Gig. Green Man symbolizuje cykliczność natury, odrodzenie, Sheela Na Gig to symbol płodności, ale też ostrzeżenie przed rozwiązłością. Jak te elementy czytać w kontekście filmu to już zostawiam Wam do interpretacji.

Zerwanie jabłka z drzewa to z kolei również bardzo ewidentne odwołanie biblijne. Przypominam, że Ewa też została uznana za "winną".

ocenił(a) film na 7
Fiyo

James nie mógł przejawiać tych zachowań potem bo wtedy już nie żył... Kłótnia i domniemane samobójstwo jest zdarzeniem realnym, ale urlop na wsi (jak mówi bohaterka "dochodzenie do siebie") już niekoniecznie.

Przejawia zachowania takie jak reszta mężczyzn bo ta reszta to jego odbicia (według mnie).

Czy Harper jest już podczas retrospekcji straumatyzowana? Jak dla mnie to jest zestresowana i przestraszona, ale nie ma tam żadnej wcześniejszej traumy. Kiedy mąż uderza ją to widać z ich późniejszych reakcji że takie coś zdarzyło się po raz pierwszy. Trauma i uzasadnione bądź nie poczucie winny przychodzi po jego śmierci.


A niby w jakim kontekście ja czytałem to jabłko jak nie w biblijnym? Jak zerwania jabłka nie potraktować wszystko będzie się odnosiło do biblii.
Ja mówię że chodzi o poznanie, ty że uznanie Ewy za winną, tyle że i to i to idealnie wpasowuje się w te "moje" motywy, także nie wiem do czego zmierzasz.


Do Green Mana (kurde za dużo tych Manów...) nie mam jak się odnieść, bo jak mówiłem folklor stanowi główną dziurę tej interpretacji której nie potrafię zapełnić.
(za to kościół i wiara już się daje ładnie wpasować z poczuciem winny za grzechy niekoniecznie popełnione z premedytacją - grzech pierworodny się kłania).

Konto_na_filmw

Co do Green Mana przychodzi mi do głowy tylko jedno wyjaśnienie. W mitologii celtyckiej, Zielony człowiek jest utożsamiany z Cernunnosem, Rogatym Bogiem. Kiedy Bogini zachodzi z nim w ciążę, on się zabija, by odrodzić się na nowo z ich dziecka. Motyw ten, porodów - odrodzeń został pokazany. James też popełnia samobójstwo, ale ciągle odradza się w jej psychice, czyli przez kobietę.
Ale było to trochę na siłę, by pokazać lokalny folklor chyba.

ocenił(a) film na 7
Fiyo

Dobra czekaj, chyba wiem o co ci chodziło. Myślisz że w wersji "trauma" zakłada się że zdarzenia na wsi dzieją się równolegle z kłótnią tak?
Więc odpowiadam: Zakładam że są to zwyczajowe retrospekcje, a nie jakieś przebłyski z realnego świata do straumatyzowanego umysłu zamkniętego w swoich wizjach.

Konto_na_filmw

Z tego jak rozumiem interpretację "trauma" Meni Kinneara są uosobieniem traumy jaką przeżywa Harper po śmierci męża.

Moje pytanie brzmi: dlaczego mąż i meni są tak podobni w zachowaniu?

Jeśli Harper tylko projektuje na innych mężczyzn (vs są to realne [w ramach świata będącego metaforą] postaci) zachowania Jamesa, to co ją de facto straumatyzowało? Jego śmierć czy związek z nim?

Jeśli meni są projekcją traumy, którą wywołała śmierć, to czemu żyjący James zachowuje się tak samo?

ocenił(a) film na 7
Fiyo

Trauma nie jest spowodowana ani samym związkiem, ani samą śmiercią. Jest spowodowana związkiem KTÓRY zakończył się śmiercią i dlatego bo zakończył się śmiercią.
Harper przede wszystkim dręczą pytania czyja to była wina:
Jej, męża, czy nikogo.

To jakie z całej historii wnioski wyciągamy MY (Opresja patriarchatu, rozpad rodziny, zanik umiejętności komunikacji, potrzeba dbania o zdrowie psychiczne, definicja moralności, etc.) to już osobna sprawa.


Tyle. Naprawdę nie umiem tego bardziej wyjaśnić bez powtarzania tego co już wcześniej napisałem i stawiania chaotycznych ścian tekstu. Próbowałem.

Jedyne co jeszcze mogę zrobić to zadawać kontrpytania
co może jeszcze oznaczać to i to
dlaczego to jest takie, a nie owakie
ale tym sposobem daleko nikt nie zajedzie.

Konto_na_filmw

Rozumiem na tyle na ile mogę. Wydaje mi się, co zresztą już zauważasz, że są limity tej interpretacji, które pozostawiają ważne elementy filmu poza nią.

I dlatego wolę myśleć o metaforze patriarchatu, bo wtedy przechodzimy do kwestii gustu (zbyt banalne/toporne vs przekonujące), a nie próbujemy dopasować film pod tezę.

Trauma w Harper oczywiście jest, ja jednak nie sądzę, że o tej traumie opowiada film.

A to, że nasze interpretacje więcej mówią o nas niż o filmie to już osobna opowieść.

ocenił(a) film na 7
Fiyo

No porostu moja wersja bardziej mi pasuje i tyle.
Jakby to powiedzieć

Kiedy myślę o filmie jako metaforze patriarchatu widzę kogoś kto pierwszy raz założył szpilki i próbuje przejść kawałek. Może i mu się to udaje, ale nie za ładnie to wygląda.
Natomiast kiedy patrzę od strony traumy widzę pewny trucht do celu. Może i wywala się raz porządnie na twarz, ale strzepuje kurz i idzie dalej.


Dodam tylko na koniec że reżyser w wywiadach nie chce mówić co dokładnie miał na myśli i oczekuje że każdy zrozumie go na swój sposób, a Rory Kinnear (nasz człowiek o tysiącu twarzy) przebąkuje coś o traumie.

Także jeśli ktoś zachęca do własnych interpretacji jego filmu dlaczego nie skorzystać. Nawet jeśli krytycy zdają się jednomyślni.

ocenił(a) film na 7
Konto_na_filmw

Bardzo podobnie zrozumiałam ten film mam tylko jeden problem, ze śladami krwi na wejściu do domu w ostatniej scenie, skąd one się wzięły? Trochę mnie to nurtuje, masz jakiś pomysł?

ocenił(a) film na 7
Cukiereczek007

Metaforycznie łatwizna - mimo uporania się z traumą zawsze jakiś ślad na psychice pozostaje.
Gorzej ze związkiem przyczynowo-skutkowym...

Zastanawiałem się trochę nad podobieństwem fabuły filmu do koszmaru sennego.
Zły duch może zostać spokojnie zgarnięty przez policję jako bezdomny, a kiedy indziej potrafi znikać i pojawiać się razem ze światłem. Dokładnie nie pamiętamy twarzy ludzi których nie znaliśmy i wydają się takie jakieś podobne, ale jednocześnie doskonale wiemy kto jest kim i nie widzimy w tym nic nadzwyczajnego. Nasze reakcje na zdarzenia takie jak piekielny poród potrafią zmieniać się szybciej niż by to było w rzeczywistości z przerażenia w irytację.

To wszytko wydaję się podążać logiką snów. Załóżmy że CAŁOŚĆ filmu (za wyjątkiem retrospekcji) dzieje się w głowie bohaterki - łącznie z przyjazdem koleżanki - i mamy to.

Niestety podobnym sposobem dałoby się tłumaczyć największe niedorzeczności w najgłupszych filmach, ale lepszego pomysłu nie mam.

ocenił(a) film na 7
Konto_na_filmw

Jak dla mnie ona wcale nie uporala sie z trauma. Jej przyjaciolka zastaje ja zakrwawiona na schodach przed domem- Harper nie mogla poradzic sobie z terrorem, ktorego doswiadczyla i w kazdym mezczyznie dostrzegala zagrozenie. Nie odrozniala pojawiajacych sie demonow od rzeczywistosci i kogos zamordowala- bezdomnego albo wlasciciela domu. Ja tak interpretuje ostatnia scene:)

ocenił(a) film na 5
Konto_na_filmw

Identycznie film zrozumialam. Tresc do mnie przemawia. Forma nieco mniej.

ocenił(a) film na 7
Konto_na_filmw

Moim zdaniem chodzi o odwrócenie zazdrości o penisa, czyli męską zazdrość (z braku lepszego słowa) o waginę. Widać to w monologu księdza, w replikowanym porodzie, a zamyka się to klamrą w postaci ciąży przyjaciółki, choć narzuca mi się myśl, że to partnerka.

ocenił(a) film na 7
Fiyo

Harper nie byla straumatyzowana sama klotnia, tylko tym, ze jej maz (de facto najblizsza osoba, ktora powinna ja chronic przed zlem) byl toksyczny, zastraszal ja, prawdopodobnie znecal sie psychicznie-wyraznie to zasugerowano i na koniec tez fizycznie. Bala sie go, a pozniej przenosila strach na wszystkicj mezczyzn.

ocenił(a) film na 1
iroquaiz

Ja oglądają ten film nie zauważyłem, by główna bohaterka opłakiwała swego męża, a nawet wręcz przeciwnie.
Jej wspomnienia pokazują, iż znienawidziła Jamesa pod koniec jego życia z powodu jego obsesji i problemów psychicznych, zaś ona sama zachowuje się jak dziecko na półkoloniach zamiast osoba próbująca poradzić sobie ze stratą.
"Cykl powtórnych narodzin" jest natomiast pozbawiony jakiegokolwiek kontekstu czy sensownej narracji - czemu ta abominacja miała miejsce akurat w tym miasteczku i w jaki sposób dotyczyła ona Jamesa? Postacie pięcioplanowe również niczego nie wnoszą, bowiem pokazują się tylko na chwilę i są okropnie mało wyraziste, przez co szybko ulegają one zapomnieniu.
W zrozumieniu przekazu filmowego nie pomagają również wulgarne i prostackie dialogi, a także zapychanie całej przestrzeni ekranowej krajobrazami i rekwizytami.

ocenił(a) film na 6
religawojtek

film jest przesadzony napchano tam zaduzo dodatków,zabiegów artysytcznych,ale te echo i widoczki wyszły slicznie

ocenił(a) film na 7
religawojtek

Gdyby Rory Kinnear grał również męża bohaterki miałoby to więcej sensu. Nie wspominając o tym, że czarny w roli psychopaty to strzelanie w stopę politycznej poprawności.

ocenił(a) film na 6
iroquaiz

tez mysle,ze te wszystkie zdazenia są uosobieniem traumy i poczucia winy,wyrzutami sumienia bohaterki

ocenił(a) film na 3
iroquaiz

O czym jest ten film ?Tego nawet rezyser i scenarzysta nie wiedza.Dramat !

iroquaiz

+1, dla mnie zdecydowanie bardziej o traumie niż patriarchacie, moim zdaniem to pułapka reżysera zastawiona na krytyków, którzy wszędzie chcą się doszukiwać postępowych wątków. kolejne wcielenia mężczyzny to kolejne etapy traumy, na koniec następuje wielką konfrontacja, katharsis

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones