Na film trafiłem przypadkiem. Nie spadając kolejne minuty na szukaniu czegoś na wieczór, stwierdziwszy, że nie ma to sensu zamknąłem oczy i wylosowałem pierwszy lepszy film na HBO. Normalnie nie zatrzymałbym się na tym filmie bo raczej to nie mój target. Ale skoro słowo się rzekło no to mówię "Oglądam". Pierwsza scena i już dwa zaskoczenia. Po pierwsze film jest czarno-biały, po drugie na ekranie pojawił się dziwny stwór. Pomyślałem kino klasy B i słabe efekty komputerowe. Oj jak bardzo się myliłem. Owo stworzenie to Kratt czyli magiczna kreatura pochodząca z estońskiej mitologi. Można go stworzyć z przeróżnych rzeczy, głównie nie przydatnych śmieci( stary rower, kosa, śniegowy bałwan). Bohaterowie aby ożywić stworzenia wykorzystają duszę otrzymywane od diabła jednocześnie oddając własną duszę ( po śmierci kratta diabeł odbiera obiecaną duszę).
Tutaj film nabiera jeszcze większej dziwności. Pojawiają się duchy, wilkołaki, zarazy. Jesteśmy świadkami przeróżnych scen obrazujących jak się domyślam dawne wierzenia Estończyków jak np. scenę w której mieszkańcy wsi chcąc przechytrzyć zarazę (co dziwniejsze przyjęła ona postać kozy) zakładają spodnie na głowę żeby zaraza pomyślała że mają dwie dupy( tak było to przedstawione w filmie) i dała im spokój.
Główny wątek przedstawia nie odwzajemnioną miłość młodych ludzi i konsekwencje dążenia do osiągnięcia wyznaczonego celu. Więcej nie zdradzę bo film jest naprawdę warty obejrzenia. Wyróżnia się pozytywnie na tle obecnych produkcji jakie możemy znaleźć w kinach czy serwisach streamingowych.