Niepokonany Ed Wood edukuje publikę pod kątem zagadnienia transwetytyzmu. Robi to oczywiście w swoim zwyczajowym stylu: tanio i tandetnie, w znajomej manierze kina eksploatacji. Efekty są rozbrajające: miejscami można naprawdę pokładać się na podłodze ze śmiechu. Zastanawia jedynie pewna niekonsekwencja: zrazu gloryfikujący swobodę, "najgorszy reżyser świata", który sam nie ukrywał specjalnie swego pociągu do damskich fatałaszków, pod koniec wykonuje niespodziewaną woltę i zaczyna umoralniać - czyżby "odgórna" ingerencja? Całość jest rozkosznie pocieszna w swej naiwności i wołaniu o tolerancję, a takie smaczki jak Bela Lugosi jako narrator w tradycyjnych "wampirycznych" dekoracjach (co, jak nietrudno się domyśleć, pasuje jak pięść do nosa) tylko dodają uroku. Klasyk złego kina "z misją".