Wydawałoby się ,że ten film niczym szczególnym się nie
wyróżnia i tak prawdę mówiąc jest kolejnym średniakiem
na rynku filmowym. Ale ma w sobie to coś co w moim
przekonaniu umacnia go właśnie (tylko dzięki temu
szczegółowi) ,wśród przeciętności, bo gdyby nie to,
dałbym mu co najwyżej czwórkę. Mam na myśli
wspomnianą w tytule metropolię Nowego Jorku i to nie
tylko jako miasto milionów świateł błyszczących nocą,
które i tak urzekają, ale dzięki nieznanym ciemnym
zakamarkom, których akurat jest tu dosyć dużo. Nawet
niższy poziom ulic ,które są tu podkreślone za dnia,
przedstawiają nam nie tyle luksus co swoją złowrogą
codzienność i niebezpieczeństwo czyhające na
niejednego. Trzeba mieć oczy i uszy szeroko otwarte oraz
wszędzie wokół głowy, a i to często może być za mało, aby
przeżyć.
Wyróżnię także Zulay Henao jako .... Zulay, lecz nie tylko za
samą urodę ,która jest oryginalna i nieprzeciętna (bez
dwóch zdań urocza dziewczyna), a przede wszystkim za jej
grę, bo jest ona całkiem do przyjęcia. Cała reszta sprawia
wrażenie zagubionych w tym co robią na planie, a
najbardziej mi znów nie pasuje Channing Tatum czyli
Shawn. Już któraś z kolei jego rola, nieprzekonująca mnie
do wypowiedzenia o nim dobrego słowa i nie dająca mi
szansy na pozytywne jego ocenienie. Gra dla mnie
sztucznie i słabo, a ten i inne filmy jakie ostatnio
oglądałem (G.I.Joe - Czas Kobry czy Sprawa zamknięta)
tylko są tego dowodem. Poza tym czy on stworzył jakąś
pamiętliwą i wyjątkową kreację? Filmy w których się
oddaje aktorsko, też posiadają kiepski poziom, tak że
może w tym tkwi przyczyna? Może ten chłopak posiada
jednak w sobie to coś ,nazywane talentem? Dziwię się za
co te nagrody (Teen Choice), które otrzymał za role w
wymienionych przeze mnie filmach? No tak za te role
właśnie .... ale niech ktoś wymieni jakiś na prawdę dobry
film z jego udziałem ok.
Sama postać Shawna jest lekko irytująca, pomimo iż
sympatyczny z niego gość i źle mu z oczu nie patrzy. Jego
dobroć i szlachetność są trochę jednak na wyrost? O
Harveyu i jego drażniących przydupasach nie będę się już
rozpisywał nawet.
Najbardziej blado wypada sam scenariusz. Prosty jak
budowa cepa. Urozmaicony pobocznym tematem
romansu, ale i tak wszystko opiera się na walkach za
kasę. Walkach, które są najgorszą stroną ''Fighting''. Niby
mają być naturalne i może takie też są, ale są słabe, a
zwłaszcza nieciekawe. Nawet finałowa jest taka sobie, że
o dobrym obrocie sprawy w jej trakcie już nie wspomnę.
A i przypomniałem sobie, że do ciemności miasta dodać
trzeba również całkiem dobrą nutę ,obfitującą w rytmy
rapu, soul, funky, a nawet jazzu i odrobiną elektro. Fajnie
się tego słucha. Z oglądaniem całości ,już jest różnie.
Dostrzegłem też kolesi wymiatających na ulicy na białych
wiadrach i zastanawiałem się czy to ,aby nie ten sam
zespół, który dzień wcześniej grał w podobnym miejscu w
''Teorii spisku''? Ktoś to zauważył i skojarzył może?
Ale dosyć trucia. Wszystko tak jak mówię, przeciętne, a
wymienione walory, to za mało na więcej niż 5/10.
pozdrawiam