I to jego największa bolączka.
Kolejny seans nadal nie rozwiał wątpliwości. Niby oglądało mi się trochę lepiej niż po premierze, pewnie dlatego, że gdy wychodził, miałem wielkie oczekiwania (chyba bezpodstawne). Wydaje mi się, że ostateczne wątpliwości może rozwiać cykl powtórek: "Better Call Saul" do odcinka "Fun and Games", później "Breaking Bad", potem "El Camino" i na końcu ostatnie odcinki "BCS". Widząc to chronologicznie, może i "El Camino" wreszcie znajdzie swoje miejsce w moim sercu.
To jest prawda. Więc jeśli ktoś jest mega fanem zakończenia Breaking Bad może po prostu tego nie oglądać i nic go nie ominie. Jest to po prostu pokazanie losów Jessiego do końca ni mniej ni więcej. Poza tym mało kto o tym mówi ale Saul chyba też został na samym końcu wysłany na Alaskę wlasnie. - Mamy futurospekcje - nie zdziwię się jeśli Ci panowie się spotkają. Ot taki żarcik ze strony Edda że umieścił ich np w jednej miejscowści...
Dłużyzny... to największa wada tego filmu w którym i tak niewiele polotu.
Największą zaletą jest sam tytuł i powrót niektórych bohaterów.
P.s. no i sukcesem jest także podkręcenie mojej antypatii do Todda, brawo.
Dokładnie. Nie bardzo rozumiem dlaczego trzeba było czekać aż 6 lat na ten film. Ten film mógłby być np. dwoma dodatkowymi odcinkami w breaking bad. Dziwne to bardzo, ale nie zmienia faktu, że obejrzałem z przyjemnością. ;D
Obejrzałem po raz drugi i wciąż niestety uważam, że dostaliśmy coś, co nie musiało powstawać. "El Camino" zawiera inny rodzaj emocji. Zwieńczenie, dopełnienie w westernowym stylu, co tu akurat kłóci się z "Breaking Bad" (jakoś nie przeszkadzała mi np. zmiana stylu np. w "Ostatnim psie" Pasikowskiego względem Vegi, a tutaj taka zmiana nie wyszła ostatecznie na dobre). Jesse jest tu w krajobrazie po apokalipsie życiowej, i dręczą go wspomnienia, złe i dobre.
Dalej sądzę, że zakończenie w "BB" jest lepsze. Wyzwolony Jesse jedzie na złamanie karku i krzyczy z wolności, z rozpaczy, a przed nim rysuje się niewiadoma, ale jednak wiemy, że coś lepszego, bo bardziej dostać po dupie już nie można.
Pierwsza połowa tego filmu to strasznie marne retrospekcje, aktor grający Todda dość mocno się postarzał i przytył i gra go właśnie takiego w retrospekcjach co mocno bije po oczach.
Biło mnie też po oczach ile razy Jess mógł zabić Todda w tych retrospekcjach, dlatego właśnie uważam je za totalnie zbędne.
Tempo tego filmu jest żółwiowe, jeżeli tak ma wyglądać western to ja protestuje bo do Dobry zły i brzydki temu daleko.
Przynajmniej zakończył się ten film pozytywnie.