Mamy tutaj do czynienia z kinem zaangażowanym i angażującym zarazem. Zeresenay
Mahari, reżyser filmu (mężczyzna, co jest w tym wypadku bardzo ważne), jasno pokazuje co
jest dobre, a co złe. Linia podziału jest nadzwyczaj wyraźna, ale też trudno, żeby w tym
wypadku było inaczej. Zacofani, brutalni mężczyźni i walczące z okrutną tradycją kobiety. W
swoim pełnometrażowym debiucie Mahari wziął na warsztat bardzo trudny temat i choć nie
ustrzegł się pewnych błędów, w końcowym rozrachunku jego dzieło się broni. Czasem w
filmie zbyt dużo jest słów, wyraźnie zabrakło mu odwagi, by postawić na obrazy, a gdy już to
robi, są one zbyt dosłowne, brakuje im szczypty niedopowiedzenia...
Całość do przeczytania na moim blogu, link w profilu. Polecam :)
zgadzam się, film bardzo dobry. mnie osobiście odważniejszych obrazów nie brakowało. uważam, że film jest wystarczająco "mocny" i wymowny bez tej brutalnej dosłowności. mnie wbił w krzesło; w napięciu czekałam na kolejne sceny.
film godny polecenia :)
PS nie wiem, czy to kwestia "polskiej szkoły operatorskiej", ale zdjęcia są, moim subiektywnym zdaniem, bardzo mocnym elementem tego filmu.
PS' nie polemizuję - wyrażam swoje zdanie jako najzwyklejszy quasi kinoman - amator :)
pozdrawiam :)