PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=619201}
7,9 228 681
ocen
7,9 10 1 228681
4,9 48
ocen krytyków
Bohemian Rhapsody
powrót do forum filmu Bohemian Rhapsody

Hej, prorocy moi z gniewnych lat
Obrastacie w tłuszcz.
Już was w swoje szpony dopadł szmal
Zdrada płynie z ust.

Oj, nie tego się spodziewałem po muzykach zespołu Queen. W zasadzie jakoś szczególnie nie interesowałem się tym projektem, bo biografie muzyków rockowych nie zawsze wychodzą tak jakbyśmy chcieli, ale jeśli problemem w przypadku tego filmu, jest fakt, że może on się wydać kontrowersyjny, to niestety ale muzycy zespołu Queen się zupełnie pogubili. To jest rock, brudny sport, w którym było miejsce na ekscesy, skandale, używki, seks, wulgaryzmy, ale też emocje, bunt, uczucia, problemy i artyzm. O tym wszystkim powinien opowiadać ten film. O wybitnym wokaliście, o zespole, który w swoich nagraniach dążył do całkowitej perfekcji (Bohemian Rhapsody nagrywano przez tydzień), ale też o wszystkich rozrywkach, od których ten wokalista nie uciekał.

Bo to można nazwać esencją rockowego stylu życia.

Czego oni boją się w tym filmie pokazać? Tego, że Freddie miał około setkę partnerów (i partnerek)? Karłów wynajmowanych do wnoszenia gór kokainy na imprezy? Przecież tak było i nie ma sensu uciekać od prawdy ani tego tuszować. "Bardziej stonowana biografia"? "Coś co będzie można puścić PG-13"? Litości. Kariera takiej rockowej gwiazdy jak Mercury to nie życie grzecznego chłopca, który nagrał parę ładnych piosenek. To rebelia, bunt i ktoś taki jak rockowy muzyk powinien zdawać sobie z tego sprawę. Niestety, panowie May i Taylor chyba o tym zapomnieli. Jedynym obrońcą ducha rock'n'rolla stał się teraz Sacha Baron Cohen, do którego z początku odnosiłem się sceptycznie.

Teraz nabrałem szacunku.

Cohen pokazał, że ma jaja. Że nie boi się pokazać czyjejś biografii w skali 1:1, człowieka takiego, jakim był naprawdę. Bez wygładzania, pomnikowania i ugrzeczniania. To niestety coraz rzadsze zjawisko w Hollywood. Filmy robi się tak, żeby, broń Boże, nikogo nie urazić, żeby każdy był zadowolony, żeby uniknąć niepotrzebnych kontrowersji. Cohen mógł przystać na takie warunki, grzecznie zgodzić się na zagranie bezpłciowego Freddiego i po cichu liczyć kasę zebraną z kieszonkowego nastolatków od parental guide. Wolał jednak postawić na swoim i odejść z projektu, który zupełnie mu nie odpowiadał. Człowiek z wizją.

Kręcenie biografii stało się obecnie kolejnym dochodowym przemysłem w Hollywood. Podczas gdy o pewnych faktach z życiorysów sławnych osób można się dowiedzieć bez problemu z literatury, filmy wydają się pod tym względem nijakie, zatwierdzane przez marketingowców, wygładzane przez producentów, cięte przez dystrybutorów i obliczane na jak największy zysk przez księgowych. Szkoda, że w sidła tej machiny musiał trafić Freddie Mercury, którego życiorys zupełnie nie nadaje się na bajkę dla dzieci.

ocenił(a) film na 3
PanKracjusz

Artystycznie, rzecz jasna, wiele rzeczy zgrzytało. Tu odnosiłem się tylko do kwestii, nazwijmy to, historycznych. "Fat bottom girls" napisane i wykonywane w drugiej połowie lat 70. , tutaj pojawia się przed 1975. "We Will Rock You" z 1977, pisane jest na początku lat 80. Freddie dowiaduje się, ze jest nosicielem HIV przed Live Aid, podczas gdy w rzeczywistości dowiedział się o tym później etc.

gowniarz_wyniosly

Tu nic się nie zgadza, od początku do końca. To zmyślona biografia. Co zadziwia, zwłaszcza, że była teoretycznie w tak blisko prawdziwych osób. Może właśnie dlatego jest tak zmyślona?

ocenił(a) film na 3
brava

Członkowie zespołu sa w tym filmie praktycznie nieskazitelni, tylko Freddie czasem nawala (z wyjątkiem początku, gdzie Mercury to praktycznie Mary Sue, wpadająca na kolejne genialne pomysły).

brava

I właśnie dlatego jestem bardziej na nie, jeśli chodzi o pójście na ten film. Wczoraj przeczytałem komentarz, który mnie rozwalił i moim zdaniem idealnie oddaje sytuację wokół tej produkcji. Ups, chciałem zacytować, ale serwis mi na to nie pozwolił. W każdym razie chodziło o to, że to jest wersja zdarzeń Briana, powodowała nim zazdrość o Freddiego i generalnie olać go i ten film. Link do cytatu:

http://queenzone.com/forums/1523400/bohemian-rhapsody-movie-reviews-impressions. aspx?page=3

Pierwszy od góry.





ocenił(a) film na 9
mariooks1945

Na szczęście nie sugeruje się opiniami nieznajomych. Byłem dziś w kinie, obejrzałem i nie żałuje. Były ze mną
osoby które nie są fanami Queen i też dobrze się bawiły. Generalnie więc był to dobrze spędzony czas uważam.

ocenił(a) film na 4
Rinzler

spoko

ocenił(a) film na 9
gowniarz_wyniosly

Czego Twoim zdaniem nie pokazali? Wszystko, o czym piszesz zostało pokazane w filmie. Nie wiem, jak bardziej mieli to skondensować, bo film i tak trwa 2h+...

oskar_gorski

W tym filmie wszystko jest fikcją. Tu nie ma prawdziwych sytuacji, może poza koncertami i sesjami nagraniowymi.

ocenił(a) film na 3
oskar_gorski

Dlatego impra jest jedna, kochanków tylko dwóch, ujecie koki przez sekundę, a do publiczności na Wembley Freddie krzyczy "All right" zamiast "f*ck you".

gowniarz_wyniosly

W książce o filmie jest sporo fotosów z niewykorzystanymi scenami, np. Fred łazi po gejowskim półświatłu Nowego Jorku. Więc coś nakręcili. Np. Fred w rzeźni.

ocenił(a) film na 3
brava

Może trzeba czekać na director's cut :]

ocenił(a) film na 10
gowniarz_wyniosly

@gowniarz_wyniosly Koncerty Ci się pomyliły ;) na Live Aid było "All right".

ocenił(a) film na 3
Meduzification

Jest możliwe.

ocenił(a) film na 9
gowniarz_wyniosly

Koncerty pomylone, ktoś już zauważył.

Faktów brakuje, owszem. Ale serio uważasz, że nie pokazali jego homoseksualnych skłonności i narkotykowych wybryków? Czy naprawdę chciałbyś, żeby film o Queen oprzeć tylko o te elementy? Ja uważam, że szukali balansu, pomiędzy tym, za co Go kochamy i tym, czego sam pewnie się wstydził. Nie jest łatwo znaleźć taki balans, a ja uważam, że dali radę.

ocenił(a) film na 3
oskar_gorski

Osobowość artysty i jego droga twórcza to elementy integralne. Prawda na temat człowieka to z kolei tematyka złożona z wielu elementów, często niekoniecznie pozytywnych. To nie jest nawet wiedza tajemna, bo dostępna w książkowych biografiach czy wspomnieniach. A czy film został zbalansowany? Raczej się nie zgodzę. Malek tu nie ma charyzmy Freddiego, a cały film jest dziwnie chaotyczny i wybiorczy, również w kwestiach muzycznych. Nie wyszło to zwyczajnie.

ocenił(a) film na 6
gowniarz_wyniosly

Napisałam już w innym wątku - nie traktujemy tego filmu jako biografii Freddie go, który był i będzie utożsamiany na niekorzyść pozostałych muzyków, jako 100% Queen. Ten film to short story jak wchodzili na szczyt. A to, że jest to lekko pomylona w datach short story o wejściu na szczyt, to już oddzielny temat ;)

ocenił(a) film na 6
oskar_gorski

nie ma czegoś takiego: "homoseksualne skłonności". jest orientacja homoseksualna. Freddie był biseksualny po prostu (określał się też gejem)
przyjrzyje się tylko 1 rzeczy: związek z Mary i Jimem trwał równo po 6 lat. a jak są różnie pokazane: z Mary jest bliskość, łóżko (ale nie seks), pierścionek. z Jimem również wymienili się obrączkami i byli do śmierci Frediego, Jim się nim opiekował, a nie ma nawet 1 sceny bliskości (poza trzymaniem się za rękę u rodziców). zobaczcie tę nierównowagę - to nie jest uczciwie pokazane wg mnie. a takich różnic w filmie jest grubo więcej.

ocenił(a) film na 3
Yga

Mało tego, Jim nie był służącym Freda, tylko chłopakiem poznanym w klubie gejowskim. I owszem, panowie stracili ze sobą kontakt, ale potem spotkali się ponownie, w innym klubie. Tego i innych elementów tożsamości seksualnej Freddiego film nie pokazuje.

gowniarz_wyniosly

Bullshit. "Fu*k you" bylo na koncercie na Wembley podczas Magic Tour, a na Live aid (pokazanym w filmie) bylo wlasnie "Alright!".

gowniarz_wyniosly

nie oglądałam filmu, ale z tego co pamiętam, Freddie faktycznie krzyczał na Live aid "all right". Na koncercie na Wembley w 86 r.(po wydaniu albumu "Kind of magic")krzyczał "f_ck you"...

ocenił(a) film na 3
Sammy_Jo

Tak, to mój błąd.

gowniarz_wyniosly

Wytykasz błędy w filmie a sam je popełniasz.
„All right “ Freddie krzyknal podczas koncertu “Live aid” z 13 lipca 1985
“Fu** You” krzyknal podczas koncertu „Queen” z 12 lipca 1986.
Także akurat ten fragment w filmie był przedstawiony zgodnie z prawda.

ocenił(a) film na 8
gowniarz_wyniosly

Z jednej strony zgadzam sie z tobą, ale jak widzisz film oceniam wysoko. Powiem Ci dlaczego. Nie sądzę ze panowie May i Taylor chcą cokolwiek ugrzczniać. Nie uważam też że to zła biografia. Saschy Barona Cohena nie trawię i całe szczęscie że nie wystąpił w roli czlowieka którego cenię. Podasz mu rączkę bo chciał film zrobic 1do 1, no a właściwie co to znaczy 1 do 1 skąd wie on czy ty jak naprawdę było. Ok zgadzam sie że film nie zgłębia tematu seksualnosci Freddiegoo czy też jego innych wybryków, na mroczno. Ja uwazam ze to dobrze, to hołd oddany artyście i jego pracy, bo chyba to co takie osoby jak Freddie pozostawiają po sobie powinno być dla nas najważniejsze a nie to jakie życie prowadzili. Ta biografia jest o utalentowanym, potrafiącym porwac tłumy człowieku. Czy naprawdę trzeba wchodzić z butami tam gdzie nie jesteśmy proszeni, tylko po to żeby ludzie tacy jak ty mieli FUN. Większość artystów z różnych dziedzin przeżywa jakieś trudne chwile nie radzi sobie z jestejstwem, wiem bo sama jestem artystom rysownikiem i nienawidze każdego kolejnego dnia bardziej niż poprzedniego, nienawidze sie budzic biorę masę leków nasennych i te przerwy kiedy nie śpię rysuje, ale oglądając wesoła wróżkę nikt nie musi o tym wiedzieć. Oczywiście nie bedę sie porównywac do znamienitych znanych artystów ale pragne tylko pokazać ze wiedząc jak to bywa rozumiem dlaczego film ten został zrobiony w ten sposób. Pamiętajmy Freddiego dlatego że był że śpiewał dawał radość a nie dlatego że leżał kilka dni zaćpany w hotelu to nie zmienia sposobu w jaki o nim mysle..........i tak jak wiekszosc artystów jestem dyslektykiem wiec głupich tekstów prześmiewczych zaniechać proszę.

kamarza

Wybacz, ale w tym filmie z punku widzenia faktografii nic się nie zgadza. Byłem zdziwiony jak bardzo ten film jest zmyślony. Do tego zrobili z niego jakiegoś samotnika i smutasa. Jeśli byłby to tylko film muzyczny, a biografia była tylko dodatkiem do fabuły, to ok, ale oni starają się nadać tu głębie poprzez zbliżenia na warz i smutne miny, a która mnie śmieszą. Jak dla mnie film dla osób nieświadomych. Ten film się spodoba. Bo dla mnie był bzdurny.

ocenił(a) film na 8
brava

kolejny który zna prawdę sie odezwał

kamarza

Wystarczy przeczytać biografie lub jaką którakolwiek książkę o zespole. Nic się nie zgadza. Tylko osoba, która nic nie wie może tak pisać jak ty. Oni nawet nie dali aktorowi soczewek kontaktowych, żeby nie miał niebieskich oczu, bo Freddie ciemne. Nawet na tak podstawowym poziomie dali dupy.

ocenił(a) film na 3
brava

Ja niewiele zrozumiałbym z tego filmu, gdybym nie miał jako-takiej wiedzy o zespole. Przewija sie tylko kilka piosenek i tyle. Tu nie ma ani spojrzenia w głąb zespołu czy życia Mercury'ego, ani skupienia się na muzyce.

gowniarz_wyniosly

Masz racje, to film bez kręgosłupa.

ocenił(a) film na 8
brava

Co do soczewek to się zgadzam też uważam że powinni je dać. Ale po obejżeniu różnorakich biografi i dowiadywaniu się na ten temat nie zawsze to pasuje (tak jak np przy biografi )Elizabeth Taylor gdzie prróbowano różne odcienie i każdy wyglądał źle na aktorce.

A co do książek o zespole Qiueen to wierz mi czytałam niejedną, a mimo to tak piszę.

Zespół postanowił w ten sposób rozliczyć się z tamtymi latami i uszanujmy to.

kamarza

Ale w tym filmie prawie wszystko jest zmyślone, prawie każda scena i nie wiem jaki był w tym cel. Dla mnie szczytem złego smaku jest scena, w której Fred przeprasza zespół za swoje zachowanie i to całe gadanie o wieloletnim rozstaniu, choć jeśli spojrzeć to przerwał w rzeczywistości trwała kilka miesięcy, co był typowe dla zespołu.

ocenił(a) film na 8
kamarza

Zgadzam się w 100%. To film o artyście, a cała reszta, imprezy i romanse to powinien być tylko dodatek.

ocenił(a) film na 8
gowniarz_wyniosly

Serio? 3? :))) Mnie złapał za serce i wybijał jego rytm od początku do końca. Boże, ale muszę być płytki.

ocenił(a) film na 6
q2_

Muzyka się broni, też mi się przyjemnie jej słuchało w kinie. Niestety, jeżeli odetniemy tę warstwę, to szału nie ma. Malek szarżuje na całego, ale nie ma do kogo grać - czy Mary, czy pozostali członkowie zespołu są banalnie jednowymiarowi. Szczytem żenady jest finał, w którym klaszczą techniczni na barierkach, ojciec, a cały wielokulturowy bar rzuca się sobie w objęcia. To jest poziom filmów sowieckich z lat trzydziestych, tylko zamiast Stalina mamy Freddiego. Zabrakło pomysłu na to wszystko (co bardzo nie dziwi, gdy popatrzy się na reżysera), robienie po bożemu "najważniejszych" scen z życia grupy tak naprawdę wiele nie daje - fani ucieszą się z ujęć w stylu nagrywanie "Bohemian Rhapsody", nieprzekonanych to nie przekona. Ten film to takie Greatest Hits, wiadomo, że się sprzeda, a że żadnej nowej jakości nie stworzy? Nieważne, wynik kasowy zrobi.

ocenił(a) film na 8
Slayer

Wszystko co napisałeś, to twoje opinie. Wiesz o tym, prawda? Odniosę się tylko do twojego szczytu żenady, bo mnie najbardziej uderza. Live Aid - "an estimated global audience of 1.9 billion, across 150 nations, watched the live broadcast", "Live Aid eventually raised $127 million in famine relief for African nations". I z tych właśnie względów multi-kulti zupełnie mnie tutaj nie raziło. Jak nie umiesz używać mocnych słów i porównań, jak tutaj do Stalina, to nie używaj.

ocenił(a) film na 6
q2_

Myślałem, że to forum służy do wymiany opinii o filmach. Popraw mnie proszę jeżeli się mylę.

Piszę o subtelności przekazu, która mnie przywodzi na myśl produkcje sowieckie - wszyscy klaszczą, uśmiechają się, zespół patrzy z niedowierzaniem jak ten Freddy wymiata. W drugim rzędzie na koncercie tego rozmiaru publika stoi spokojnie, w ładnych odstępach. Nie sądzę, że w 1985 ludzie z np. Indii czy Pakistanu i biała klasa robotnicza wspólnie siedzieli w jednym barze, więc szanse na padnięcie sobie w ramiona mieli raczej nikłe.

ocenił(a) film na 8
Slayer

Opinie to jedno, a dobór słow to drugie. Myśl sobie co chcesz. Racz tylko pamiętać o pochodzeniu Freddiego.

ocenił(a) film na 6
q2_

Jakieś dwa razy było to podkreślone w filmie, gdy nazywano go Pakistańczykiem. UK w tamtych czasach raczej nie był miejscem, w którym dochodziło do wielu interakcji międzykulturowych, znacznie częściej do ghettoizacji imigrantów, więc scena w barze jest nieco naiwna. Inną ironią losu jest to, że Freddiego-Parsa gra aktor pochodzenia egipskiego, trochę w myśl tego, że dla większości publiki to nie ma większego znaczenia, bo i tak nie odróżni.

ocenił(a) film na 8
Slayer

I wreszcie dochodzimy do sedna: "więc scena w barze jest nieco naiwna" a "szczyt żenady", czujesz różnicę? :)

ocenił(a) film na 6
q2_

Scena w barze jest w montażu równoległym z klaszczącymi technicznymi, wzruszoną rodziną, zespołem zaskoczonym, że on taki wymiatacz, i rozanieloną publiką. Dla mnie to było za dużo, przekaz, że muzyka Queen łączy i cieszy stał się zbyt nachalny - przecież wiemy to od lat, nie jest to jakaś wielce odkrywcza myśl. Miło posłuchać Bohemian Rhapsody, Hammer to Fall, We are the Champions, ale końcówka pokazała, że trochę zabrakło pomysłu na ten film. Ponad 30 lat później muzyka sama się broni, film w momencie premiery nieco mniej. Co jest oczywiście tylko moją opinią. Nie mówię, że ten film jest zły, fatalny, czy beznadziejny. Jest w porządku, ale lata oczekiwań sprawiły swoje. Finał niestety nie zerwał mi beretu, po prostu, dali trochę muzyki, którą znamy od lat, a do tego dorzucili dość naiwne sceny, żeby wzmocnić przekaz.

Gdybym się bardzo chciał czepiać - po narodzinach punka i sukcesie Sex Pistols, sam Queen stracił wiele z charakteru zespołu buntowniczego i łamiącego konwenanse. To, że Freddie pomachał mikrofonem jak ptakiem już nie robiło wrażenia po dokonaniach Lydona/Viciousa. W filmie jednak nie ma o tym ani słowa, że Queen stał się zespołem wręcz grzecznym i chętnie granym przez stacje radiowe. Myślę, że sprawie nie pomogło, że członkowie zespołu zostali producentami - nie jestem aż takim giga fanem Queen, że wiem wszystko, ale ludzie piszą, że scena pokajania się Freddiego i proszenia o granie na Live Aid jest totalnie wydumana. W rzeczywistości leżał na plaży i cieszył się pieniędzmi z solowej płyty, i to zespół musiał go prosić o wzięcie udziału w tym koncercie.

Pozostaje nam zgadywać, co wymyślił Sacha Baron Cohen i jaki film moglibyśmy otrzymać, gdyby to jego wizja trafiła na ekrany.

ocenił(a) film na 8
Slayer

Jest mi bardzo smutno, że tak się musisz produkować. Wierz mi na dobre słowo - nie musisz. Wszyscy, którzy tu wchodzą, mają na to w*e.

ocenił(a) film na 7
q2_

Typie - Slayer podaje Ci swoje opinie i argumenty w sposob mily i niekonfrontacyjny, wiec moze postaraj sie o jakas meryoryczna polemike, jesli juz musisz polemizowac, bo nic madrego zes jeszcze nie powiedzial.

ocenił(a) film na 8
kran_cieknie

Typiaro, Slayer porównał ten film do propagandy stalinowskiej i nazwał scenę w barze szczytem żenady, żeby na końcu określić ją jako nieco naiwną. Nie raczył skomentować tej różnicy, za to się po swojemu rozpisał.

ocenił(a) film na 7
q2_

A czy Ty skontrowałeś jakoś jego argumenty, czy ograniczyłeś się do "hurr durr, propaganda stalinowska"? Bo Slayer przynajmniej uzasadnił, DLACZEGO uważa że przypomina propagandę stalinowską, natomiast Ty się czepiasz, że Ci się styl wypowiedzi nie podoba, zamiast się odnieść do treści.

ocenił(a) film na 8
kran_cieknie

Nie skontrowałem, bo nie mam zastrzeżeń do treści, a wyłącznie do przerysowanej formy, która była dla mnie rażąca.

q2_

Nie mają. Raczej odechciewa im się iść na film.

ocenił(a) film na 8
fnr

Mój błąd.

Slayer

Haha, taka jedna lewicowa pisareczka się jarała tym, że dobrze, że Cohen odszedł, bo jest biały, a przez to niepoprawny kulturowo, i że zatrudnili kogoś niebiałego (Arabowie są biologicznie białą rasą, ale spoko) do roli Freddie'ego xD Widać poprawnym politycznie wystarcza ktokolwiek, byle nie biały, co z tego, że Freddie nie miał nic wspólnego z tą częścią świata.

Slayer

Też mi się wydawało tak, ale potem obejrzałem oryginalne nagranie z koncertu i wszystko jest dokładnie odwzorowane. Scena w barze dziwna się wydaje, ale weź pod uwagę, że my tego nie rozumiemy teraz. To były czasy, gdzie nie każdy miał telewizor w domu. Ludzie przychodzili do baru, to było wydarzenie. Nie mogłeś sobie tego koncertu obejrzeć na wideo. Miałeś jedną okazję. To było jak mecz. Biorąc przy tym klimat londyńskiego pubu, gdzie ludzie są sobie bardzo blisko, ta scena jest po prostu bardzo prawdopodobna.

gowniarz_wyniosly

A mi się właśnie podoba, że odpuścili sobie skandale i ploty, za to skupili się na tym, co najważniejsze - na muzyce. Czy przelotne romanse albo ponarkotykwe ekscesy bardziej świadczą o człowieku, zwlaszcza muzyku, niż jego relacje z zespołem, to jak tworzył, to jak gra? Odnoszę wrażenie, że ostatnimi czasy troszkę zapomnieliśmy co jest najważniejsze i skupiamy się uparcie na życiu prywatnym. Zamiast nowa płyta czy nowy film jakiegoś znanego człowieka interesuje nas jego nowa kochanka. Efektem takiego myślenia są stada celebrytów typu Kim Kardashian, którzy de facto nie osiągnęli nic na niwie artystycznej, ale są znani bo ludzie interesują się ich życiem prywatnym. Freddie Mercury jednak troszkę chronił swoją prywatność przed mediami. Możemy się zastanawiać, czy było tak z powodu jego osobistych wyborów, czy raczej z powodu czasów, w których żył, ale jednak nie chciał, by postrzegano go głównie przez to. Nawet w trailerach pojawiają się wzmianki o rzeczach, o których mówisz, więc czy w ogóle wycięto je? Po prostu nie stanowią centrum zainteresowania twórców. Zresztą co jest szokującego w tym, że ktoś ma wiele romansów albo ćpa? Już nie mówiąc, że jest gejem lub biseksualistą. W dzisiejszych czasach i w świecie, o którym opowiada film, to nic nadzwyczajnego i żaden widz by się tym nie zgorszył specjalnie. Jak dla mnie skupienie się na twórczości i muzyce oraz innych aspektach prywatnego życia niż jego związki czy nałogi (bo przecież tam jest naprawdę sporo o jego emocjach, relacjach z ludźmi!) nie jest złym pomysłem. Osobiście odczuwam mocny przesyt skupiania się na sytuacjach typu skandal, włażeniu ludziom do łóżka, robieniu im zdjęć kiedy się naćpają albo schleją. A on mówił wyraźnie - "I make music".

ocenił(a) film na 3
Szarobure

No niechby i tak miało być, ze film skupia sie na muzyce, tyle ze pod tym względem również jest marny (pomijam fakt, ze w do takiej formuły lepszy byłby dokument albo jakiś fabularyzowany musical). Sceny muzyczne nakrecone sa na jedno kopyto, najpierw ktoś rzuca pomysłem, Fred podśpiewuje w studio, a potem bang! Koncert lub podłożenie wersji studyjnej utworu. Meki twórczej, procesu komponowania czy pisania tutaj jest niewiele, kłótni w zespole nie ma prawie wcale (wręcz przeciwnie, "jesteśmy jedna rodzina"), jedne z najważniejszych lat są wycięte, o twórczości po 1985 nie ma żadnej wzmianki. To głownie wina kiepskiego scenariusza, a może tez redukowania treści na etapie post-produkcjii gdyby nie fakt, ze kilka lat temu interesowałem się trochę tym zespołem, to niewiele zrozumiałbym z tego, skąd w ogóle fenomen Queen i popularność Freddiego.

Co do kwestii życia prywatnego to uważam ze jest wręcz zalecane spojrzenie głęboko w psychikę bohatera, zwłaszcza jest jest ona bardzo złożona i niejednoznaczna. Jedna z najlepszych filmowych biografii wszechczasow to "Raging Bull" Martina Scorsese, gdzie reżyser nie skupil sie na tworzeniu laurki dla wybitnego boksera, tylko problemach charakterologicznych i skłonności do przemocy. Ja natomiast nie lubię cenzurowania rzeczywistości, mitologizowania i idealizowania gdy mówimy o ludzkich istotach, które doskonale nigdy nie sa.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones