Podobna do ,,Bohemian Rhapsody'' laurka dla artysty, tam dla Freddiego tu dla Boba. Niczego się nie dowiedziałem o postaci Marleya oglądając ów film, cała fabuła to właściwie tworzenie piosenek w studio nagraniowym przeplatane rozmowami z żoną oraz kompletnie z czapy wziętymi retrospekcjami które są po prostu powtórką z poprzednich scen, oraz nie wnoszą nic do historii. Jeśli chcesz się dowiedzieć czegoś o postaci Boba Marleya z tego filmu- odradzam dowiesz się tylko o tym, że Bob chciał pokoju na świecie i był jakimś ,,Rastamenem'' (nie wiem co to bo film nie był skory to wyjaśnić ale zgaduję, że to coś związanego z religią), polecałbym poczytać Wikipedię, tam się więcej dowiesz. Natomiast jeśli znasz już postać muzyka i chcesz zobaczyć jakieś urywki i smaczki z jego życia wydaje mi się, że się nie zawiedziesz. Sceny z koncertów i ogólnie muzyka na plus, do aktorstwa też nie mam się co przyczepić. Ten film nie jest totalnym zerem, ale tym bardziej nie jest fascynującą biografią.
Moja Ocena 3,5/10.
Moim zdaniem Bohemian Rhapsody zdecydowanie lepszy jeśli już mamy porównywać. I mimo, że bardziej muzycznie mi do Queen niż Marleya to ocena obiektywna. Tam mogłem się czegoś dowiedzieć o postaci, była poprowadzona jakaś fabuła. A tutaj tak naprawdę nie wiem o czym był ten film. Więcej się dowiedziałem z wyświetlanych plansz z napisami niż z samego filmu. Nie podobał mi się, brakowało mi jakiejś linii fabularnej. Dokładnie tak jak napisałeś, zlepek scen kiedy tworzą muzykę, przeplatany innymi mało wnoszącymi lub nawet nic, scenami.