Relacja

WENECJA 2014: Między piwnicą a Itaką

autor: , /
https://www.filmweb.pl/article/WENECJA+2014%3A+Mi%C4%99dzy+piwnic%C4%85+a+Itak%C4%85-107072
Relacji z weneckiej imprezy ciąg dalszy. Jakub Popielecki opisał, co znalazł w piwnicy Ulricha Seidla, który pokazał na Festiwalu swój nowy film "Im Keller". Darek Arest z kolei sprawdził, w jakiej formie jest Laurent Cantet, twórca nagrodzonej Złotej Palmą "Klasy". Francuski reżyser przywiózł na Lido produkcję zatytułowaną "Retour à Ithaque".

Piwnica pod Austriakami („Im Keller”, reż. Ulrich Seidl)

Pokaż mi swoją piwnicę, a powiem ci, kim jesteś, mówi tym razem Ulrich Seidl. Specjalista od ciasnych przestrzeni kadrów i zgłębiania niedostępnych zakamarków austriackiej duszy chyba nie mógł w końcu nie zajrzeć rodakom pod podłogę. Z zewnątrz wszystkie domy wyglądają przecież z grubsza tak samo: fasada zwyczajności, pozory zachowane. Czy gdzieś tam nie czai się jednak kolejny Josef Fritzl?  



Otwierająca "Im Keller" seria ujęć jest złowieszczo niepozorna. Jakieś żywopłoty, jakieś dachy, węże ogrodowe na tle nudnych ścian; banalność przedmieść w całej okazałości. W samych piwnicach, do których Seidl schodzi ze swoją kamerą, również nie brakuje przaśnych ornamentów. Cokolwiek nie znalazłoby się na wyposażeniu, jakiekolwiek hobby czy perwersja nie dominowałyby w danej przestrzeni, zawsze towarzyszy im obciachowa meblościanka, siermiężny kaloryfer czy przedpotopowe firanki. W niektórych z pomieszczeń zresztą nie dzieje się nic zdrożnego. Ktoś ma w piwnicy salę prób, ktoś model kolejki, ktoś prywatny barek. Reżyser oczywiście piętnuje absurdy niektórych z tych rozwiązań. Jeden z bohaterów na przykład wybudował sobie pod ziemią basen, ale skromny metraż posesji wymusza drastyczne ograniczenie powierzchni zbiornika. Prywatne zawody pływackie tego pana mają w rezultacie dość klaustrofobiczny charakter.

Ale galeria niegroźnych dziwaków jest tylko pierwszym rzędem postawionej przez twórcę pod ścianą grupy. To powierzchnia, którą Seidl zeskrobuje, chcąc dokopać się do mięcha. Nie mija dużo czasu, a od zainstalowanych w czyichś czterech kątach osobistych pralni przechodzimy do prywatnych salonów s&m. Kolejni bohaterowie opowiadają nam o kulisach swojego życia seksualnego - a reżyser już zadbał o to, by wybrać takich rozmówców, którzy mają cokolwiek perwersyjne upodobania. Ale najcięższe działa wytacza Seidl chyba, kiedy wyłapuje strzępki narodowej ksenofobii i wynajduje w piwnicach darzone estymą rekwizyty niechlubnej przeszłości kraju. Jeden z protagonistów wdaje się w tyradę na temat wszechobecnej agresji, która bierze się "nie wiadomo skąd" - niewrażliwy na ironię faktu, że znajduje się on właśnie na terenie prywatnej strzelnicy. Inny – w zasadzie chyba najbardziej "czarny" spośród zgromadzonych przez reżysera charakterów – zamienił swoją piwnicę w mini-muzeum Trzeciej Rzeszy. Kiedy opowiada do kamery jakąś anegdotę, znamiennie się przejęzycza, nazywając policję… "Gestapo".

Można by zarzucić Seidlowi, że nie mówi nic odkrywczego – zwłaszcza w kontekście własnej, skupionej wciąż na jednym filmografii. Tak: tam, gdzie nie widać, dzieją się różne nieładne rzeczy. Tak: piwnica aż prosi się o to, by być alegorią wypartego, przestrzenią dominacji rozbestwionego id. Ta psychoanaliza narodu nie jest jednak zbyt miarodajna statystycznie, reżyser bowiem ogniskuje swoją uwagę na miejscach ekscesu, odchylenia od normy. Nawet jeśli piwniczna fiksacja jest faktycznie tak powszechna, to w większości podobnych podziemi dzieją się przecież rzeczy absolutnie niegroźne i niewinne.  

CZYTAJ DALEJ recenzję Kuby Popieleckiego

Co się stało z naszą klasą? ("Retour à Ithaque", reż. Laurent Cantet)

 Siedzą, piją, lulki palą. Kubańscy intelektualiści, zbiedniali artyści. Inżynier chałturzący w nielegalnym warsztacie, lekarka żyjąca z łapówek, emigrant zaciągający się zapachem przeszłości  - nieco uschnięty już dziś kwiat narodu. Kolejne poobijane pokolenie idei, które straciło wiarę, entuzjazm i złudzenia. Paczka, która przed laty startowała ze wspólnego miejsca, a wylądowała daleko od siebie. Wizyta przyjaciela, któremu przed laty udało się czmychnąć z wyspy, skłania ich do wspomnień, spotykają się więc na tarasie, piją kiepski rum, słuchają rzewnych kawałków, wymieniają komplementy i złośliwości. Kiedyś to było: szalone imprezy, narkotykowe ekscesy, erotyczne poszukiwania. "Ale się z nas zrobiły stare pierdoły, co?" - zauważa żartobliwie jeden z nich. Celne spostrzeżenie, drogi Watsonie! W rzeczy samej, nie da się was słuchać i trudno z wami wytrzymać.



 "Retour à Ithaque" to kolejne pokoleniowe rozliczenie zrealizowane w teatralnej manierze. Jedność miejsca, czasu, akcji; kilka postaci w zamkniętej przestrzeni (taras może zapewnia widoki, za to Kuba ciągle otoczona dość szczelnym murem). Przypomina się wspaniała "Inwazja barbarzyńców" Denysa Arcanda, czy nie przymierzając, "Sauna" Filipa Bajona. W przyjacielskiej atmosferze konfrontuje się ze sobą paczka ludzi, która kiedyś niosła jeden sztandar, a dziś wydaje się głównie walczyć z pokusą, by wydrapać sobie nawzajem oczy. W oczach innych widzą siebie sprzed lat - nie tylko młodych i pięknych, ale też pełnych rewolucyjnego żaru, utraconego w banalnych zmaganiach z codziennością. Wchodząc w skórę swojego młodszego "ja", z miejsca zaczynają gardzić tym, kim się stali. Złość i bezradność wynikają co najmniej w równym stopniu z rozczarowania innymi, co zawodu sobą.

CZYTAJ DALEJ recenzję Darka Aresta
 

 

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones