Nie sprawdzajcie tego, kompletna strata czasu. Wad jest tyle, że ciężko od czegoś zacząć. Poza oryginalnym pomysłem i ładną animacją (ale tylko ładną, nic wybitnego) ten serial niczego nie oferuje.
Niepotrzebne wrzucenie magii i MECHÓW, postacie wprowadzane tylko po to żeby w następnym odcinku umrzeć, ich historie, motywacje czy rozwój nie istnieje. Akcja leci na łeb na szyję. Postacie mówią o ściganiu kogoś, w następnej scenie już się z nim konfrontują (teleportacja?). Sytuacje w stylu "strzeżemy tego sekretu od lat" mija pięć minut, wróg już się dowiedział. Skąd? A kto by się przejmował.
Dzieło które spodoba się tylko dzieciom, ale do nich też nie jest skierowane ze względu na samobójstwo, krew i ogólnie brutalne sceny. Ktoś kto szuka drugiej castlevanii może sobie odpuścić.
Pierwszy sezon Castlevani jest lepszy niż Yasuke. Od kolejnych lepszy jest Yasuke.
Pierwszy sezon Castlevanii jest prawie taką kupą jak Yasuke. Dopiero drugi jest dobry, a trzeci bardzo dobry.
Generalnie bardzo mocno widać kto ten serial robił. Relacja głównych postaci jest tak słabo rozpisana i banalna, że wygląda na wyciągniętą ze słabego fanfiku. Wszystko jest do bólu proste i wyłożone kawa na ławę. Niezła animacja niestety wszystkiego nie załatwia. Takie moje zdanie. Lepiej bawiłem się na Yasuke niż na kolejnych sezonach Castlevani, po prostu.
Przecież Castelvania to też nic dobrego. Ani tam wielce odkrywczej historii, ani jakiś wartych uwagi postaci, ot rzemieślnicza robota.
Jak mam ci na to odpowiedzieć? Że się z tobą nie zgadzam? Jakie to są odkrywcze historie? Dobry klimat i narracja mogą sprawić, że scena picia herbaty wywoła większe napięcie u widza, niż ostateczny pojedynek w avengers.
Bo może nie mało stać koło Castelvani. Mnie się ta historia podobała, mimo że brakuje jej ewidentnie treści, a akcja jest zbyt dynamiczna, to jasne.
Yasuke ma jednak ogromny potencjał gdzie indziej. Ja go zapamiętam raczej za piękną realizacje, muzykę, zdjęcia, klimat, postacie i generalnie za artystyczny kierunek, który miał przez te 6 odcinków karmić wyobraźnie.
Nie często oglądam anime, ale zdarza mi się. Yasuke przypomina mi trochę takiego outsidera w stylu Welcome in NHK, który wyrózna się na tle każdej japońskiej produkcji. Fajnie że takie seriale pojawiają sie na Netflix.