Przyznaję, ostateczna walka z Crackstone'm była krótka, ale... czy była potrzeba, aby zajęła ona pół odcinka? Według mnie twórcy w ten sposób pragnęli zaznaczyć, że "Wednesday" nie jest kolejnym serialem, który kończy się wielką walką grupki przyjaciół z antagonistą, w której główny bohater wygrywa za pomocą siły przyjaźni. W mojej opinii pokonanie Crackstone'a nie było clue całej historii. Fabuła jest na tyle elastyczna i barwna, że z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że ostateczna walka to jedynie formalne zakończenie pewnego wątku. I właśnie - głównym wątkiem nie jest wcale wspomniane wyżej starcie. Głównym wątkiem jest ocalenie Nevermore. Także na ten główny wątek będzie składało się rozwiązanie zagadki, znalezienie przyjaciół i sojuszników, rozpoznawanie wrogów, omijanie konsekwencji by dotrzeć do celu i wiele więcej. Jak już wspomniałam, pokonanie Crackstone'a to tylko symboliczne zakończenie pobocznego wątku, potrzebnego, by historia miała sens. Generalnie w serialu bardzo podoba mi się to, że wszystkie wątki są sensownie zakończone lub wytłumaczone - od relacji Tylera z ojcem po śmierć koronera. Uważam, że przeciąganie pojedynku z antagonistą nadałoby historii bajkowy charakter; że twórcy musieliby stworzyć kilka sytuacji, w których jedynie z pomocą irracjonalnego szczęścia dałoby się uzyskać sensowne zakończenie. Cieszę się, że z tego zrezygnowano.
Nie zgadzam się, że wszystkie wątki są sensownie zakończone. Bardzo wiele nie jest zakończonych i aż sie prosi, aby były kontynuowane w następnym sezonie.
Faktycznie, w przypływie euforii po zobaczeniu całości dość nieobiektywnie podeszłam do tematu zakończonych wątków. Mamy jeszcze chociażby niewyjaśnioną sprawę z Biancą :)
Dlaczego głupie? Wydaje mi się całkiem sprytne. Tyler przez cały serial był jakby obok zdarzeń, nie był przecież Odmieńcem, żeby uczestniczyć w życiu szkoły i generalnie nadnaturalnej społeczności. Przez 8 odcinków twórcy przedstawiają go jako nieco skrytego chłopaka, który próbuje odzyskać swoje dobre imię po młodzieńczym wybryku. I nagle zmienia się narracja, a chłopak, który wydawał się wręcz kochać Wednesday okazuje się potworem i mordercą. Według mnie to świetna zagrywka ze strony Burtona, który po tylu latach w branży wciąż potrafi zadziwiać.
Tego akurat Burton nie wymyślił. Twórcami serialu i scenariusza są Gough i Millar, a Burton nawet nie maczał palca we współtworzeniu. Co więcej - on nawet nie wyreżyserował wszystkich 8 odcinkó (tylko 4). Myślę, że jego rola polegała bardziej na takim nadzorze artystycznym, wizualnym, a to niewiele ma wspólnego z tym, co dany bohater robi i co mówi.