Finał trochę słodko-pierdzący, ale właśnie tego się spodziewałam. Oni zasługiwali na szczęśliwe zakończenie.
Aż dziwnie mi na myśl o tym, że to już koniec. Tyle lat oglądania, jeden z najdłuższych seriali, jakie obejrzałam w życiu. Mimo, że od 8 sezonu poziom mocno spadł, to jakoś jednak się w tym siedziało. Nieraz niedobrze mi się już robiło od tego pseudomoralizatorskiego bełkotu, tekstów brzmiących jakby wyciągnięto je z książek typu "101 głębokich sentencji życiowych", dłużyzn w odcinkach, nieśmiertelnych bohaterów. Ale przyznam, że końcówka naprawdę mnie wzruszyła c:
Teraz wyczekuję serialu o Darylu oraz Rick&Michonne. Dead City trochę się obawiam, z racji dużego prawdopodobieństwa na sporo nudnej gadki, ale trzeba będzie obejrzeć c; może akurat wyjdzie fajnie.