- Nie minęło 5 minut a ja już chciałam wyłączać odcinek. Serio musieli znowu ściągać tą martwą jęczydupę Cami? Hayley zasłużyła na większy udział w tym odcinku niż stanie i gapienie się na Hope przez może 5 sekund.
- To ile w sumie już było tych "ostatnich istniejących" kawałków białego dębu? Pierwszy miał Mikael. OK, rozumiem, zachował na wszelki wypadek. Most Wickery - samosiejka, nie przewidzieli tego, zdarza się. Figurka - już to było trochę naciągane, ale OK, Klaus mógł zapomnieć. Nagle kolejny nie wiadomo skąd. Żenada. Pewnie w "Legacies" znajdzie się jeszcze z pięć.
- Skoro Elijah i tak chciał umrzeć to po co Klaus się poświęcił? Nie oszukujmy się, zostawił córkę samą sobie. Kol jak to Kol raczej będzie trzymał się z daleka, Freya będzie wychowywała dziecko z Keelin, Rebekah będzie miała swoje ludzkie życie u boku Marcela. Hope zostanie sama. Poza tym, poza niemowlęctwem Klaus był w jej życiu w sumie może z kilka miesięcy. No i Caroline... Klaus zasłużył na lepsze zakończenie. Elijah w ogóle mi nie szkoda. Chciał wszystkich umoralniać chociaż tak naprawdę nigdy nie był lepszy. Poza tym, za Hayley nie zasłużył na szczęśliwe zakończenie.
Podsumowując: Rozczarowujące i beznadziejne zakończenie. Nie mam ochoty oglądać nawet pierwszego odcinka "Legacies". Ktoś powinien kopnąć Plec w to jej wielkie dupsko i zabrać dostęp do komputerów, maszyn do pisania, kartek papieru i długopisów, żeby już niczego nie napisała. Tak popsuć serial... Brak słów.