Pierwsze trzy sezony były całkiem niezłe (chociaż wbrew niektórym opiniom serial nie ma podjazdu do Dr House), ale dalej to już standardowy cykl życia amerykańskich seriali. Początek jeszcze ma sens, ale jak tylko kończą się pomysły co dalej (zwykle trzeci albo czwarty sezon) to jedziemy w LGBT, BLM, wojujący feminizm a najlepiej wszystko na raz. A tutaj jeszcze coivda udało im się wpleść.

Oczywiście 4 sezon zaczyna się od szukania nowych rezydentów, więc bierzemy wszystkie kolory tęczy i jednego białego, żeby go jak najszybciej odstrzelić, bo jest taki zły, biały, przystojny, uprzywilejowany i jeszcze rodziców ma bogatych.

Co najlepsze, ten biały rezydent był całkiem normalnym gościem, nic złego nikomu nie zrobił, a nagle od pozostałych bohaterów dowiadujemy się, że jest zły, okropny, głupi i w ogóle nikt go nie lubi xD

Poza tym nowi rezydenci są tak nijacy i nudni, że przez pierwszą część sezonu w ogóle nie mogłem ich rozróżnić z twarzy. Jakby nagle w połowie sezonu ich wymazać z tego serialu to pewnie nawet bym nie zauważył, że czegoś mi brakuje.