W filmie Guya Ritchiego tylko Watson z Mary mi pasowali. Reszta efekciarsko, nie efektownie: szybciej, więcej, dalej i nic z tego nie wynikało
nie za bardzo wiem czego więcej miałbym się spodziewać po detektywistycznym filmie, ale na pewno nie oczekiwałbym nuuuuuuuuudy;)
A czego poza wartką akcją miałbym się po detektywistycznym filmie spodziewać, chyba nie nuuuuuuuudy?
Popkultura nieco nas przyzwyczaiła że detektyw musi biegać tu i tam, bo inaczej można pomyśleć, że nie pracuje nad sprawą. Czy to konieczne? Raczej nie - spójrz na "Tinker, tailor, soldier, spy" - o szpiegach ale w realny sposób, bez pościgów, wybuchów i widowiskowych strzelanin. Samo grzebanie w zakurzonych aktach i szukanie poszlak w pamięci i relacjach. Do mnie to bardziej przemawia niż Bond. Zauważ, że u Ritchiego po ściągnięciu efektów nie zostaje praktycznie nic wartego uwagi, tak jakby efekty miały robić ten film. Nie o to chodzi. Wg mnie serialowemu Sherlockowi bliżej do książkowego pierwowzoru i zwyczajnie lepiej wykorzystano materiał źródłowy przy tworzeniu scenariusza.