z cyklu: weź rozwód, nie okłamuj się!
raczej luźna adaptacja, dużo fajnych rozwiązań, których nie było u bergmana - podkreślanie sztuczności sytuacji, umowności tej gry, niemożność przeniknięcia do rdzenia żadnej z postaci, pod każdą warstwą maski kryje się kolejna, urywanie w pół sensu sceny, rozkład akcentów fifty-fifty. no i żona, kobieta pracująca jako rozwodowa siła sprawcza, która żadnej zdrady się nie boi. u bergmana to mąż zdradzał i odchodził, żona była bierna, w zasadzie w ogóle nie miała głosu, czekało ją tylko czekanie..
w ogóle bardzo ciężka próba terapeutyzacji postaci i widza - kleista zawiesina - rodzaj zawieszenia między tym co już umiera a tym co jeszcze się nie narodziło, przeto łatwo o wspólne pole wzruszeń jak mniemam.
innemi słowy: wiecznie to samo bagno, próba życia we dwoje. co? nie masz dziewczyny? chłopaka? męża? dziecka? żony? nawet nie wiesz, jakie masz szczęście!