Czy was też na tę chwilę rozczarowuje sezon 3? Uwielbiam ten serial i z niecierpliwością czekałam na kolejne odcinki, ale już sam początek niemożebnie mnie męczy. Dłuży się, nie dzieje się nic interesującego i wieje nudą, na oczach samego komendanta dzieją się jakieś historie, które w 1. sezonie nie miałyby prawa się wydarzyć. Strasznie naciągane.
Oczywiście June wszystko jest wybaczane, jedyna kara to jedno lanie, a przecież za numery, jakie odwaliła, już dawno powinna zostać powieszona.
Ni stąd, ni zowąd zostaje niemal przywódczynią ruchu oporu.
W ogóle ma jakieś większe prawa niż inne podręczne i na więcej jej się pozwala. Dlaczego?
Nie podoba mi się ochłodzenie jej stosunków z Nickiem, wcześniej było czuć między nimi jakąś chemię, a teraz nic; była jakaś jedna scena, z której nic nie wynikło, miała do niego jakieś pretensje i żale, nawet nie wiem, o co w danej chwili jej chodziło. Scena łóżkowa za zamkniętymi drzwiami i Nick znika na kilka odcinków. Nie ma już między nimi nic. (Jako #teamnick boli mnie to tym bardziej).
Kreacja Strachovski bardzo dobra, ale jakoś tak szybko mi się wydaje poszło to porozumienie z June. Mnie nie przekonało.
I w ogóle sama June, jej wiecznie skrzywiona mina, ten wyraz twarzy, który ma wskazywać niby na pogardę i nienawiść dla nowego komendanta, no mnie to wkurza, jest straszliwie naciągane. Wcześniej lubiłam grę twarzą Moss, ale teraz jest przesadzona, śmieszna i mnie drażni. Przejadło mi się.
Ja chyba przestałam ogarniać ten serial, nie bardzo wiem, o czym on teraz jest.
Pamiętam pierwszy sezon, to nieustanne napięcie i stres towarzyszące oglądaniu. Udzielała mi się jakaś chora atmosfera obrzydzenia, przerażenia, buntu, targały mną emocje w każdej minucie, bo nie wiedziałam, czego się za moment spodziewać, nie wiedziałam, co się wydarzy. To było takie magnetyczne w tym serialu. A teraz jest coś, co się wlecze, bez akcji tak naprawdę, ja co kilka minut zerkam na zegarek albo robię przerwy. Jednym słowem, kurczę, jestem znudzona, zawiedziona i rozczarowana. Zostały mi tylko 2 odcinki do końca i chyba musi zdarzyć się cud i jakieś ostre pierdyknięcie, jakiś niewiarygodny plot twist, żebym uznała to za dobry sezon.
Póki co, kiszka jest :(
Właśnie skończyłam oglądać drugi odcinek. Naciągany okropnie. Za swoje sprawki główna bohaterka powinna być przynajmniej odizolowana. A tu sobie wszyscy chodżą, pogadują. W Kanadzie również zero ruchów. Nudy, na pudy. A po ostatnim odcinku 2 sezonu powinna być petarda. Tymczasem brniemy we farsę.
Poza tym ten Luke... Nigdy go nie lubiłam... Najgorszy odcinek całego serialu to chyba ta ucieczka Luke`a. Dawno nie widziałam w żadnym serialu tak byle jakiej postaci. I ta scena gdzie zabrał Holly na demonstację XD chyba mógł się domyśleć, że June ryzykowała życiem żeby ją ocalić, a on pokazuję ją do kamery, tak żeby wszyscy ją zobaczyli. Niestety, ale oglądam ten serial bez żadnych emocji, nigdy nie przepadałam za June specjalnie, ale teraz to już nie mogę patrzeć na wyraz jej twarzy...ehhhh
Ja go nie lubiłam chyba tylko że względu na Nicka. Jego pokochałam i czekam z niecierpliwością na 4 sezon. Niestety/stety książkę przeczytam zanim wyjdzie
Obejrzałam s3 o4 odcinek i jakoś brak emocji. June wszędzie i wszystko wolno. Liczą się z nią bardziej niż z ciotką Lidia.
Najbardziej zastanawia mnie to, że Nikol urosła a dziecko chrzczone w 4 odcinku nic a nic. Poprawcie mnie, ale jak June udaremniła skok z dzieckiem z mostu to chyba nie była jeszcze w ciąży, więc dziecko chrzczone w 4 odcinku powinno mieć z 1,5 roku przynajmniej.
po ataku terrorystycznym gildead ma oszczedzac podreczne przynajmniej ja to tak rozumiem, skoro nawet sciagneli je z kolonii.
Mi sie podoba 3 sezon na pewno bardziej niz pierwszy. Jedyne co mnie martwi i nuzy to fakt ze wyraznie tworcy nie maja pomyslu na ruch oporu.
Jesteś chyba jedynym widzem tego serialu, któremu 3 sezon podoba się bardziej niż 1.
Mi też podobał się bardziej 3 sezon niż 2 który był pełen absurdów i nudny. W 3 sezonie trochę więcej się działo poza odcinkiem w szpitalu. Najlepszy był sezon 1 i na nim powinien się skończyć serial. Mogli zrobić że ucieczka się udała i na tym koniec.
Jak dla mnie tragiczny nic sie dzieje dzisiejszy odcinek także gówno a następny szykuje sie na jeszcze gorszy
Czy mogę wiedzieć dlaczego w takim razie oceniłaś ten serial na 10 (arcydzieło)?
Generalnie już drugi sezon to były mocno obniżone loty. Trzeci kontynuuje ten trend, zmierzania ku operze mydlanej. Szkoda.
W pełni się zgadzam. Drugi sezon wiał amerykańską cukierkową tandetą. Zastanawiam się, czy obejrzeć trzeci. Pewnie wszystko skończy sie klasycznie, słodko, tak aby zadowolić widza. Już drugi sezon, był niekonsekwentny w stosunku do pierwszego. Szkoda, że zmarnowali taki potencjał. Ale wiadomo ,wszystko dla kasy... Amerykanie nie umieją kończyć seriali. Wszystko przedłużają na siłę. To samo miałem z serialem "The Affair". Miały być trzy sezony, zrobili cztery i kręcą już piąty. Masakra.
jak przeczytałam o czym będzie następny sezon The Affair to aż się za głowę złapałam :D
Co rozumiesz przez klasyczne zakończenie ? Jakoś się chyba zakończyć musi i jak dla mnie tylko końcem psychopatycznego Gilead chyba że masz na to inny pomysł. Ja z każdym kolejnym odcinkiem czekałem aż ich powybijają wszystkich. Dla mnie bardziej ciekawe jak oni w tym Gilead tak się pozmieniali nawet głupi strażnicy. Ktoś im zrobił pranie mózgu ?
Miałem na myśli zakończenie w stylu "żyli długo i szczęśliwie..". Czyli wszyscy przeżyli, bez szwanku. Pokonali wszelkie, nawet niemożliwe przeciwności losu. W drugim sezonie było dużo skrótów fabularnych. Mnie dziwiło, że nagle tak wszyscy się ze sobą solidaryzują. Jakby rygor był mniejszy. W pierwszym sezonie byłoby to niemożliwe. A w drugim jakby reżim popuścił. SPOILER SPOILER Teoretycznie Offred po swojej ucieczce powinna zostać zabita ale jednak nie, jest w sezonie trzecim i ma się dobrze jak pączek w maśle.
Obejrzałam właśnie 5 odcinek.
Tu się zaczyna rozkręcać.
Też mnie razi, że June tak łatwo uszło na sucho.
Moim zdaniem 3 sezon jest lepszy od 2. I liczę, że na 3 się zakończy.
Rozumiem, że June wiele przeszła i jest już uodporniona na wiele sytuacji ale ciągle najazdy kamery na jej kamienną i wiecznie taką samą twarz i minę doprowadzają mnie do szału ;) June mnie denerwuje a serial nudzi
Racja.Wydaje misie, że mimiką postaci próbują budować emocje. Ale co za dużo to nie zdrowo.
Mimo wszystko mam wrażenie, że 3 sezon mniej sie dłuży niż 2.
Ten 5 odcinek cały przeryczany ;))
Nie spodziewałam się, takich emocji, no ale, gdy w grę wchodzi dziecko...
Za to 6 rozbawił mnie początkiem - "albo żeby oboje zajebała ciężarówka - też byłabym za" :)))
Zgadzam się, wydaje mi się, że twórcy na siłę przeciągają serial, bo jest oglądalność, a to niestety najgorsze, co można serialowi zrobić. Lepiej jakby był krótszy a konkretny. Już w drugim sezonie mieliśmy w zasadzie to samo, co w pierwszym, a trzeci też zamiast iść na przód to wciąż się kręci w kółko, nie ma ruchu oporu, walki, nic tylko podręczne, ciąze, dzieci. Też mnie zaczyna to nudzić. A i też mnie zaczyna denerwować mimika June. Serial niestety stanął w miekscu i jakoś średnio akcja się rozwija. Ja juz przy drugim sezonie liczyłam na walkę, opór a tu połowa 3 sezonu i dalej nic...
June wszystko uchodzi na sucho [albo prawie na sucho], bo chronią ją Waterfordowie. I Nick. Nie zauważyłaś?
Za to 5 odcinek posiada dwie sekwencje, gdzie można było się wzruszyć i bardzo mi się podobał. Generalnie cały sezon mi się podoba, więc ciężko mi się z tobą zgodzić. Tak czy inaczej śmiem twierdzić, że od 5 odcinka się dużo mocniej rozkręci :)
Zgadzam się z Tobą noeemi83
Męczy mnie to oglądanie i chyba dam sobie już spokój, bo serio... żadnych pozytywnych emocji nie wbudza tylko irytację, głownie za sprawą braku logiki a także min głównej aktorki. No nie mogę już znieść jej zaciśniętych ust czy co tam ona robi, że jej ta dolna szczęka się wysuwa do przodu ;) Nie dam rady, ocenę obniżyłam i na tym kończę tę przygodę.
Po najnowszym odcinku (a więc przedostatnim całej 3. serii) myślałam, że się rozpłaczę ze złości i rozczarowania. To spiętrzenie absurdów staje się dla mnie nie do zniesienia - ta cała symbolika, te gipsowe pomniki ze skrzydłami, te zaszyte usta, te filmy propagandowe z udziałem tabunów podręcznych spędzonych na plac z całej stolicy przez rzekomo zdegradowanego komendanta w jego prywatnych celach, ci kretyńscy negocjatorzy, którzy zachowują się tak, jakby sami nie wiedzieli, po czyjej mają być stronie, June, która sobie z nimi negocjuje jak gdyby nigdy nic i bezkarnie miesza z błotem Serenę - żenada.
Ale to wszystko może bym jakoś zniosła w nadziei, że po chwilowej zadyszce scenarzyści znów złapią formę, gdyby nie to, co zrobili z Nickiem - tego im nie mogę darować. Już po początkowych odcinkach miałam obawy, że przestali mieć pomysł na jego postać i w związku z tym albo go zaciukają, albo zrobią z niego sukinsyna, no ale wszystko ma granice. To, co z nim zrobili, jest nie do obronienia psychologicznie i fabularnie. Był kreowany na dobrego, współczującego człowieka, szczerze kochającego June i cieszącego się z córki, martwiącego się o nie. A tu nagle zaczął się zachowywać tak, jakby kompletnie o nich zapomniał, przestały się dla niego liczyć, jakby przestało być dla niego ważne ich bezpieczeństwo. Najpierw strzelił focha, że June nie uciekła, a potem olał i ją, i swoją córkę - Waterfordowie chcą ją odzyskać? co tam, niech biorą, on ma ważniejsze sprawy na głowie.
Jeszcze bardziej razi niespójność fabularna - Nick był tylko szoferem, zatrudnionym przez Pryce'a do szpiegowania Freda, jego własnym Okiem - gdy Pryce zginął, Nick był przestraszony. Wyglądało na to, że bardzo niewiele może, raz postawił się Waterfordowi i to było wszystko, na co się zdobył. Głównie otwierał drzwi, biegał z parasolką, jadał makaron w kuchni w Jezebel i współpracował z ruchem oporu (handelek testami ciążowymi itp.). A tu nagle bach - zostaje komendantem, bo (jak nas enigmatycznie poinformowali scenarzyści) - przyszła jego kolej. Co to, u diabła, znaczy? Że każdy szofer w Gilead z czasem zostaje komendantem? Od pucybuta do milionera, rozumiem, ale agenci wywiadu nie zostają głównodowodzącymi armią... Że już pominę, że w tej fatalnej scenie nie raczył wytłumaczyć June, dlaczego nie chce jej pomóc, nie interesowało go, co robi jej Lawrance. No tak, przecież tego nie dało się logicznie wytłumaczyć...
No i wisienka na torcie - okazuje się, że ów empatyczny, kochający Nick, który z własnego dobra był gotów zrezygnować dla brata, a potem dla June, był bezwzględnym żołnierzem krucjaty i ni z tego, ni z owego zostaje szychą z żądzą władzy, któremu salutuje cały wesoły autobus (czy tam samolot). Za co go tak awansowali, za pomoc June w ucieczce?
A abstrahując już od tego, że ta ewolucja postaci Nicka jest bzdurna i racjonalnie niewytłumaczalna, to według mnie po prostu jest to ze strony scenarzystów strzał w stopę - miłość June i Nicka była jedyną ładną rzeczą w tym filmie, jedynym kontrastem dla makabrycznej rzeczywistości Gilead, jedyną chwilą oddechu dla sponiewieranego widza, częstowanego taką dawką przeróżnych potworności. Gdy tej miłości zabraknie - a przecież ten wątek jest nie do odratowania - tego koszmaru chyba już nie da się oglądać, zwłaszcza że przybiera coraz bardziej absurdalne formy i staje się swoją własną karykaturą.
Strasznie mi żal, że zarżnęli ten serial, pierwsza seria była genialna, druga wciąż bardzo dobra, ale trzecia - tragifarsa.
Ze swojej strony mogę tylko dodać, że Nick od początku był jedynie szoferem. A tu nagle zrobili z niego głównego przywódcę puczu... Śmiać się czy płakać?
No tak, to jest jeszcze do zrobienia, chociaż jego dwukrotna odmowa pomocy June nie wskazuje, by się do tego rwał. Tylko po co ta Szwajcarka miałaby odgrywać teatr przed June, mówić jej takie rzeczy o nim?
No a z tej bzdury o jego rzekomym udziale w krucjacie jak mieliby się wycofać? Przecież w pierwszym sezonie było wyraźnie pokazane, że Nick został zatrudniony od razu jako kierowca, w jego obecności, gdy ich woził, komendanci dopiero wymyślali Gilead. Kiedy miałby być tym żołnierzem, pomiędzy byciem szoferem a byciem szoferem?
To jest tak idiotyczne, że nie da się tego wytłumaczyć - nawet nie ma sensu się zastanawiać.
Gdyby był tym żołnierze - czyli rozumiem członkiem jakiejś bojówki, która przeprowadzała rewolucję, to powinien albo awansować od razu albo zginąć - jak to często bywa z tymi, którzy pomagają dyktatorom dojść do władzy.
Wg mnie Nick mógł pójść na układ (i mam taką nadzieję, bo tylko to może uratować ten wątek), ale zakazał mówienia prawdy June, żeby się trochę uspokoiła i przyhamowała.
Tylko czy w takim wypadku wznawialiby rozmowy w sprawie ekstradycji Nichole i w ogóle nasilałoby się zagrożenie, że odeślą wszystkich uchodźców? Robienie tego dla zmyły wydaje mi się zbyt wyrafinowane, jak na ten serial. Niestety.
Mnie najbardziej zdziwiło że Nick tak łatwo wywinął się po nieudanej ucieczce z sezonu 1 Jedyne wytłumaczenie że to on ich wsypał.
Przecież on był okiem. Zadanie szofera to była tylko przykrywka, przynajmniej ja tak to rozumiem.
Nick nosi na szyi nieśmiertelnik, June zdejmuje mu go na początku pierwszej sceny miłosnej. Czyli chyba jednak był żołnierzem.
Było powiedziane w którymś odcinku że Nick był żołnierzem i robił czystki. Był zasłużony co było widać jak salutowali mu żołnierze w samolocie.
Amen. Ja bym się jeszcze chciała dowiedzieć o co chodzi z tym wielkim krzyżem. Przecież u nich chrześcijaństwo to zakazana religia. A tu krzyż zamiast pomnika Waszyngtona...
Też zwróciłam na to uwagę - najpierw burzą kościoły, a potem stawiają krzyże. Chyba że to pod publiczkę - dla zagranicznego widza tych modlitewnych filmików
Oni są odmianą radykalnego purytanizmu, nie katolicyzmu. To akurat nie dziwne i zdarza się w historii że katolicy walczyli z innymi odłami chrześcijaństwa i odwrotnie. Co do samego USa tam jest pełno bazujących na chrześcijaństwie sekt. Sam serial jednak zmierza, jednak w kierunku karykatury Igrzysk Śmierci.