To jest wszystko tak przewidywalne, kiedy Serena złapała za kopyto (chociaż mogła też za drążek złapać wcześniej) to było oczywiste że ona postrzeli tego fagasa a nie pingwina. Tak samo jak szła z mężem ona w poprzednim odcinku na spotkanie w sprawie córki, to było oczywiste że ich złapią. Czy scenarzyści nie potrafią coś wymyśleć mniej przewidywalnego ? Ciągle grają takimi oczywistymi i oklepanymi zwrotami akcji.
A ja wcale nie przewidziałam, że Serena postrzeli tego gościa. Dla mnie to było akurat zaskakujące. Wprawdzie wiedziałam, że Serena jej nie zabije (przecież ma być 6 sezon, a bez June to bezsensu) ale myślałam, że ona ją przegada czy coś.. nigdy bym nie pomyślała, że one mogą "działać razem".
Serena z Jun akurat zawsze miały dziwne relacje. Z jednej strony się rozumieją jak kobieta z kobietą a z drugiej jedna drugiej nienawidzi. Mają napady przyjaźni i ziomalstwa żeby za chwilę skakać sobie do gardeł na poważnie. Teraz jest etap ziomalstwa. Zobaczymy czy tak to się zakończy.
No tu masz rację. Chociaż nigdy nie były w sytuacji " na równi" w sensie, że Serena zawsze miała jakąś tam władze nad June. Teraz może będzie to na innych zasadach. Jak te dwie kobiety połączą siły to nie wróżę dla Gileadu dobrej przyszłości.
Dla mnie to był ciekawy zwrot akcji i wcale nie taki oczywisty. Serena zdała sobie sprawę, że świat do którego wróciła ją ubezwlasnowolnil, choć na początku wyglądało to na wsparcie i zapewnienie bezpieczeństwa (zakaz wychodzenia z domu, narzucanie małżeństwa, zabranie możliwości robienia kariery, po najbardziej znamienne "idź do swojego pokoju"). Zdała sobie sprawę, że to jedyny sposób, aby uciec. Wbrew pozorom mają więcej z June wspólnego niż mogłoby się wydawać, dlatego są momenty, kiedy ich wzajemna nienawiść schodzi na dalszy plan.
Miałem podobne wrażenie i jeśli ma być tak przewidywalnie to niech się skończy jak najszybciej.