włączyłam się przypadkiem i to w drugim odcinku i... zostałam na amen. Oglądam nawet powtórki.
Żałuję, że początek mnie ominął. Frances jest jak magnez, nie można od niej oderwać oczu - choć nie
jest zbyt piękna, nie można jej nie słuchać - choć odzywa się gburowato, nie można jej nie kochać -
choć rani wszystkich... Jej bohaterka rani, ale Frances tchnęła w nią ducha i ten "duch" jest cholernie
ciekawy do rozgryzienia.
Niekoniecznie. Część produkcji przyprawia o bolesne skurcze już po samych zwiastunach - tutaj to nie grozi ;)