PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=779299}

Obsesja Eve

Killing Eve
7,6 21 593
oceny
7,6 10 1 21593
7,5 18
ocen krytyków
Obsesja Eve
powrót do forum serialu Obsesja Eve

Niestety, 2s jak dla mnie nie utrzymał poziomu 1wszego. Możliwe, że to różnica spowodowana zmianą głównej scenarzystki. Pod okiem Phoebe W-B, serial miał jakiś kierunek i dramaturgię. W 2s tak na prawdę nie wiadomo o co chodzi. Postać Eve zupełnie się rozłazi w ostatnich odcinkach i to nie wina Sandry, bo ona trzyma poziom aktorsko, tylko napisania postaci. V jest dla mnie lepiej napisana i fantastycznie zagrana przez Jodie, to był zdecydowanie jej sezon. I tak wiem, że ten serial należy traktować z przymrużeniem oka, ale nagromadzenie absurdów w finale 2s przerosło nawet moją wysoką tolerancję. Kreowali tego Arrona na wielkiego złego, a zakończyli jego wątek bardzo głupio. I to błąkanie się Eve i V na końcu odcinka po rzymskich ruinach, nie wiem co to miało na celu, chcieli pokazać starożytny Rzym? Bardzo nierówny sezon, sporo niespójności. Dobrze, że mamy 3ci, bo może tam się powyjaśnia coś więcej. W każdym razie jak dla mnie finał mocno rozczarowujący i pozostawiający niedosyt.

ocenił(a) serial na 9
DiableAuCorps

Hm, i tak, i nie, przynajmniej z mojej perspektywy. :)
[*spojlery*]
Pod względem tego i tak już po macoszemu traktowanego komponentu szpiegowskiego to był faktycznie sezon dużo gorszy (właściwie nic się tam nie wyjaśniło - wciąż nie wiemy nic o 12-stu, a Eve nawet nie przyszło do głowy spytać Villanelle, co Carolyn robiła u niej w więzieniu - z tym że mamy świadomość, gdzie Eve miała głowę przez cały ten sezon) od poprzedniego, było też (szczególnie na początku) kilka fabularnych zapychaczy (cała historia mogła się spokojnie obejść bez odcinka o uwięzieniu Villanelle w domu Juliana). Nie zagrało też za wiele na drugim planie - S1 bardzo tam swoje postaci rozwijał, do tego stopnia, że mogły nawet autotematycznie żartować, bo po prostu było z czego ten materiał czerpać. W S2 Konstantin jest tylko wałęsającą się po domu Carolyn kukłą, która od czasu do czasu się zaśmieje (poza tym, że doceniam jego rolę w zamacho-przytuleniu Villanelle, która rzuca się na niego z nożem w hotelu), z samą Carolyn jest może w porównaniu z nim lepiej, ale Hugo i Jess to tylko pretekstowe postacie, nowy opiekun Villanelle też za mało miał tła, żeby jego śmierci w finale nadać odpowiedni ciężar poza byciem wyłącznie Rubikonem do przekroczenia dla Eve.
Ale na płaszczyźnie rozwoju relacji głównych bohaterek - a nie oszukujmy się, to dla tego właśnie elementu to wszyscy oglądamy - wydarzyło się kilka przerażająco-pięknych rzeczy; cała ich interakcja związana ze zleceniem Eve zabójstwa samej siebie, od której każda zamieniała się powoli w drugą... wydawało mi się, że tam się już nie da podnieść temperatury o kolejny stopień, a jednak. Wrażenie "rozłażenia się" postaci Eve jest chyba zamierzone - wszak w S2 cały jej świat rozpadł się już do reszty, nie ma już nawet pozorów ani żadnej fasady normalności. Spaliła za sobą mosty zawodowe i prywatne, przejęła od uosobienia swojej obsesji uprzedmiotowienie innych, wypracowała mechanizmy uodparniające na przemoc, wmówiła sobie, że jest częścią czegoś większego niż życie (ten serial akurat bardzo udanie chwyta to, jak filozofia rozumie wzniosłość - jako mieszankę strachu i podniecenia). Wszystkie nieprofesjonalne decyzje, z ostatnią - wyboru Villanelle - jako posypką na tym katastrofalnym torcie, tylko umacniają mnie w poczuciu, że jej postać to trochę my wszyscy - szczególnie cała frakcja "romantyczna", która grozi teraz nowej scenarzystce śmiercią na Twitterze. Zmanipulowani przez nadzieję, że wielka miłość zmienia nawet psychopatów (dlatego finał był trochę na poziomie meta, szczególnie gdy padły słowa o tym, że "sporo osób się teraz wkurzy"). Do pewnego stopnia może tak, właściwie Eve i Villanelle spotkały się w nim w pół drogi przeobrażania się w siebie nawzajem - jedna złamała wszystkie swoje zasady i zaczęła wykazywać mnóstwo psychopatycznych zachowań, druga zaczęła w końcu odczuwać i nawet się starać, bo poprosiła ją o to osoba, która stała się dla niej ważna. A jednak ten koniec był bardzo in character, w sytuacji granicznej każda zrobiła krok w tył i zareagowała zgodnie z instynktem, który jest silniejszy niż cała przemiana. Ale myślę, że ona będzie postępować dalej i może 3. sezon zakończy się już dopełnieniem tej metamorfozy.
A piękne rzymskie ruiny miały być prawdopodobnie również mrugnięciem oka od scenarzystów, romantyczną scenerią do odjazdu bohaterek w kierunku zachodzącego na Alasce słońca... ot, taką chwilową iluzją.
W każdym razie nie mam do twórców pretensji, że akcję umieszczają w tak pięknych kadrach, akurat zdjęcia są bardzo mocną stroną "Killing Eve" i jeśli ktoś ma w nim się wykrwawiać, to czemu nie na starożytnych ruinach?
Nie mam pojęcia, w jaką stronę pójdzie teraz 3. sezon - tym bardziej, że znów dokona się wymiana głównej scenarzystki (na kobietę, która pisała "The Walking Dead", co trochę mnie jednak martwi).
I też nie jest tak, że Phoebe Waller-Bridge zupełnie z tym serialem straciła kontakt, wciąż jest jego producentką, a w wywiadach zaznacza, że ma pieczę nad scenariuszem.
Podsumowując, dla mnie ogólnie wciąż jest dobrze, bo ten sezon miał mnóstwo świetnych momentów, ale i w wielu aspektach niedomagał, więc oczko niżej niż S1.

ex_machina_durejko

Dziękuję za obszerną odpowiedź na mój komentarz. Pozwolę sobie również popłynąć.
Pełna zgoda jeśli chodzi o macosze traktowanie wątku szpiegowskiego. Dziury i niekonsekwencje,a Eve chowająca się pod łóżkiem totalnie mnie rozwaliła...Też solidne tak z mojej strony co do wprowadzenia postaci 2goplanowych w tym sezonie. Dla mnie zupełne zbędne, nic nie wnoszące do serialu i zupełnie płaskie, jeśli porównać z takim Billym z 1wszego sezonu np. Hugo wręcz mnie irytował,a próba stworzenia jakiejś relacji między nim a Eve dla mnie wymuszona i zero chemii, na szkodę dla tandemu Eve - Kenny. Do tego jeszcze Eve używająca sobie Hugo, fuj, niepotrzebne. Jedyny progres na 2gim planie to Carolyn, która rodzi więcej pytań niż odpowiedzi, ale Fiona zrobiła kawał dobrej roboty w tym sezonie i jej postać zdecydowanie na tak. Konstantin, tak jak piszesz, taki satelita wokół Carolyn, zupełnie niewykorzystany potencjał Kima. Co do frakcji "romantycznej" mnie osobiście ona bawi. Wszyscy ci ludzie domagający się "kiss,kiss,bang,bang" od głównych bohaterek mnie śmieszą, zapominają co serial ma w tytule i z kim mamy do czynienia. Nawet jeśli próbowano nam wmówić, że psychopaci mogą być zdolni do odczuwania emocji, to ja tego nie kupuję, i dokładnie to pokazał finał i jego tytuł.V utożsamia miłość z posiadaniem 2giej osoby,a to raczej tak nie działa, tak właśnie działa obsesja. Co do postaci Eve to pozostaję przy swoim. Rozumiem co autorzy mieli na celu w 2gim sezonie i, że chcieli pokazać zamianę ról i dekonstrukcję charakteru Eve. I tak popaliła mosty zawodowe i prywatne, i tak zdradziła męża, ale zdradzała go już emocjonalnie w 1wszym sezonie (nadal scena z Hugo fuj). Osobiście jednak poprowadzenie postaci V i jej zagubienie, bo teoretycznie niby coś tam zaczyna odczuwać i nie wie, jak sobie z tym poradzić bardziej mi się podobało, było bardziej spójne i konsekwentne i to jak wygrała to Jodie, fantastyczne. Ale to już mocno subiektywne i każdy widzi co chce widzieć.
I faktycznie czytając "sporo osób się teraz wkurzy" na poziomie meta jest mega zabawne, nie zwróciło to mojej uwagi, dzięki.
Co do Phoebe W-B, co innego być w napisach jako producentka,a co innego dzierżyć główne pióro. Jakąś tam piczę może i miała, ale dla mnie różnica między pisaniem 1 i 2 wyczuwalna zdecydowanie na korzyść 1.
Też mam sporo obaw co do nowej głównoprowadzącej w 3. Cieszę się, że pisanie zostaje w brytyjskich rekach, jednak
Suzanne Heathcote nie ma imponującego CV i w sumie większość życia spędziła w Stanach,a FTWD zmęczył mnie po 2 sezonach. Pozostaje uzbroić się w cierpliwość i mieć nadzieję. Co do kierunku w jakim pójdzie 3, to jeśli chodzi o V, spuszczona ze smyczy, bez nadzoru, pewnie zacznie szukać resztek swojej rodziny, co zasugerował Konstantin na schodach. Co do Eve nie mam pojęcia. Oby scenarzyści i producenci nie ugięli się pod presją frakcji "romantycznej", i nie porobili jakichś głupot.

ocenił(a) serial na 9
DiableAuCorps

Nie ma za co dziękować, ja o tym serialu zawsze chętnie i długo, bo można tam sobie sporo rozpakowywać, nawet gdy całościowo sezon nie doskakuje do ustawionej przez poprzedni poprzeczki. :)

Nie użyłabym tak mocnych słów pod adresem „frakcji romantycznej”. Między innymi dlatego, że to jest właśnie tak nakręcone – jak melodramat (a może raczej komedia romantyczna, z faktycznie wielkimi uczuciami i wielkimi gestami, z tym że tutaj w ich repertuar wchodzi np. dedykowane komuś morderstwo, podpisane autorską sygnaturą niczym miłosny list) o zapisanych w gwiazdach, nie mogących ze sobą być, toksycznych kochankach. To jest jakaś relacja niemożliwa, podlewana na dodatek benzyną autentycznej chemii między Oh i Comer. I nie trzeba ich faktycznie ze sobą fizycznie łączyć, żeby iskrzyło jak przy spawaniu torów tramwajowych – przecież ta scena z patrzeniem sobie w oczy i łykaniem tabletek w domu Eve z odcinka 5. była intensywniejsza i dużo bardziej intymna niż seks mógłby w ogóle być.

Tak, Eve zachowała się wobec Hugo paskudnie, ale dlaczego to miałby być dowód na „rozłażenie się” postaci? To właśnie było bardzo potrzebne – i nie chodzi tu o dosyć naturalne następstwo kolejnych zaliczanych przezeń w tym sezonie „baz” na drodze ku psychopatii. Raczej o konwencję historii miłosnej, którą opisałam wyżej. Przecież Villanelle, jeśli jeszcze nie wiedząc, to na pewno już podejrzewając, że Aaron Peele podgląda wszystko i wszystkich, szczególnie po odbytej z nim rozmowie o preferencjach patrzenia/działania, mogła w tej scenie z rękami pod kołdrą szeptać zarówno do Eve, jak i do niego. W końcu – co przyznała w rozmowie z Eve wcześniej – dla niej wszystko jest równocześnie i prawdą, i kłamstwem. Ale Eve, jak każdy przekonany o swojej wyjątkowości kochanek, w mgnieniu oka uznała, że jest wyłączną bohaterką erotycznych fantazji z drugiej strony kabla. Hugo był więc tylko czymś, czym można było rozładować kumulowane od dawna napięcie seksualne, bo wciąż brakowało jej odwagi, żeby zrobić to z jego prowokatorką. To był kolejny dowód nie tylko na fascynację, ale i na megalomanię Eve, która – jak wspomniałam wcześniej – uczyniła ze swojej obsesji właściwie religię, wykształciła własne rytuały i wzniosła wokół wysokie mury, na których powiesiła tabliczki z napisem „Tu dzieje się coś wielkiego, czego Wy wszyscy nie rozumiecie (nawet jeśli mnie się tylko wydaje, że sama rozumiem)”. Poza tym Hugo został brzydko wykorzystany i przez Carolyn, która z jego krwawą pomocą udowodniła Eve, że ta rzuci dla Villanelle wszystko.

Dlatego finał był rozkosznie meta z jeszcze kilku powodów – poza autotematycznym komentarzem o wkurzeniu wielu ludzi zadawał przede wszystkim bezpośrednio pytanie, czego chcą bohaterki, a pośrednio – my jako widzowie. Albowiem Eve dostała dokładnie to, czego chciała (i do czego dążyła wbrew ostrzeżeniom właściwie wszystkich wokół) – dlatego jej pretensje na koniec wybrzmiały delikatnie fałszywie, bo jak duży żal można mieć do ludzi za to, że są dokładnie tym, czym od początku obiecywali być? A więc fałszywie, a z drugiej strony tak po ludzku autentycznie i realistycznie – bo wciąż w ramach jakiegoś wyparcia w momencie uświadomienia sobie, że zostało się uwiedzionym, choć uwiedzenie zakłada przyzwolenie, a nawet chęć bycia uwiedzionym (tym się w końcu różni od gwałtu). I kiedy te chęci jednej i drugiej strony w końcu się spotkały, trudno już rozróżnić, czyj to był pomysł, czyja inicjatywa i czyja wina – więc „this is what you wanted” można tylko wykrzykiwać na siebie równocześnie. I równocześnie mieć i nie mieć w tym racji.

Bo czego my (jako Eve) właściwie chcieliśmy? Niekończącej się zabawy w kotka i myszkę, która nigdy nie dojdzie do ściany? Odjazdu kochanków w kierunku zachodzącego słońca? Ja na to pytanie nawet nie potrafię odpowiedzieć – nawet gdyby jednak „frakcja romantyczna” dostała to, czego chciała, i wydarzyłoby się niemożliwe, bardzo szybko znów zrobiłoby się ciekawie, bo paliwem dla ich relacji były głównie projekcje na temat tego, jak byłoby, gdyby były razem. Zupełnie czym innym byłoby sprawdzenie, co by się faktycznie wówczas wydarzyło, a także jak szybko to wszystko by się rozpadło. Właściwie taki sezon trzeci, zupełnie zmieniający dynamikę tej relacji jako skonsumowanej, a następnie konsumującej swoje uczestniczki, też bym chętnie obejrzała. Mam nadzieję, że nowa showrunnerka nie zawiedzie, z czymkolwiek na papierze w ten świat wkroczy.
Tak, czuć, że to nie wyszło spod pióra Pheoebe Waller-Bridge, ale z tymi producentami jako niemającymi zbyt dużego wpływu na fabułę też bym jednak trochę polemizowała – jeśli pamiętamy na przykład, co z „Caligulą” zrobiły producenckie decyzje o dokręceniu scen porno do mainstreamowego filmu. ;)

DiableAuCorps

A jak mam tylko dwa skromne pytania: Eve dała Konstantinowi adres rodziny w zamian za miejsce pobytu Villanelle, dlaczego więc Carolyn znowu daje mu adres rodziny ? O kim mówi Villanelle, że wkurzyły wielu ludzi ?

justi_c

Hmmm, radzę ponowną lekturę tego odcinka. Eve nie przekazała Konstantinowi koperty z adresem, bo on nie do3mał umowy. Miał znaleźć V i przekazać ją MI6,a zamiast tego nawiał z nią. Jedna z najlepszych scen całego sezonu, z "HELP" na szybie samochodu i V śpiewająca do wtóru z Roxette "Listen to your heart".
Co do wkurzenia wielu osób, można czytać ten komentarz na 2 poziomach. Pierwszy to ten dotyczący fabuły. V zabiła Peel'a, a ten miał szerokie macki i układy i był o krok od wielkiej transakcji. Więc potencjalni nabywcy (np. rosyjska mafia) nie będą zadowoleni z takiego obrotu spraw. Wkurzy się też 12stka, bo Eve porąbała jednego z ich - Raymonda. Poza tym Konstantinowi nie udało się na powrót zwerbować V i ta jest teraz jak spuszczona ze smyczy, grożąca całej 12stce, że ją wykorzystali i rodzinie Konstantina i jemu samemu. Nie będą zadowoleni również przełożeni Carolyn, gdyż ta również straciła Eve.
Na 2gim poziomie -meta, o czym pisze w odpowiedzi na mój post ex-machina, wkurzeni jesteśmy my-widzowie,a przynajmniej spora ich liczba. Po pierwsze zostajemy z solidnym clifhangerem, V strzela Eve w plecy i nie wiemy czy ta przeżyje. Po drugie jest sporo niepodomykanych wątków, które np. u mnie powodują frustrację :D Po finale w internetach też zawrzało ze strony tzw. "frakcji romantycznej", która od 1wszego sezonu liczy na jakieś "buzi-buzi" między Eve, a V, nie mówiąc już o bardziej roszczeniowych widzach, którzy chcą seksu między nimi. Także V ma pełną rację, mówiąc że wkurzyły swoimi czynami wiele osób ;)
Dzięki za komentarz.

DiableAuCorps

ja nawet nie potrafię opisać jak bardzo rozczarowana jestem sezonem 2 "Killing Eve". sezon 1 był niesamowity i świetnie napisany. z odcinka na odcinek, jak dla mnie, było tylko lepiej i lepiej. finał sezonu zakończył się takim cliffhangerem że autentycznie trzymał mnie w napięciu i niepewności. byłam absolutnie zachwycona tym jak napisano postacie Eve oraz Villanele a tym bardziej jak zostały zagrane przez Sandrę Oh oraz Jodie Comer. sezon 2 utrzymywał poziom tylko na początku, potem to tylko równia pochyła i z trudem rozpoznawałam serial który tak bardzo mi się podobał na początku.

jedyne plusy to w dalszym ciągu gra Josie oraz Sandry oraz Henry Lloyd-Hughes który genialnie zagrał nowego bohatera, socjopatę Aarona Peel'a. ale to co zrobili ze scenariuszem to po prostu porażka.

jestem też rozczarowana tym jak olali wątki drugoplanowych bohaterów. w sezonie 1 moją uwagę przykuła postać Kenny'ego i byłam bardzo ciekawa jak w kontynuacji rozwiną jego wątek z Eleną. a tu brzydko mówiąc dupa. finał drugiego sezonu oglądałam absolutnie bez żadnych emocji. teraz nie jestem pewna czy w ogóle chce oglądać sezon 3.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones