Właśnie za to kocham kino.
Reguła jest taka: trudno coś powiedzieć o serialu po obejrzeniu pilota. Bo początek, bo krótko, bo niewiele fabuły, bo dopiero zarys sytuacji, bobobobobo.
No, w tym wypadku jednak mam po prostu ochotę podzielić się wrażeniami. Przede wszystkim: dajcie następny odcinek. FOX i Marvel postawili wszystko na jedną kartę, dość oryginalnie, ale też ryzykownie – i pojechali po bandzie. Schizofrenię głównego bohatera przenieśli na ekran. Mamy więc niekończącą się zabawę formą, muzyką, kamerą i Danem Stevensem. Danem Stevensem, który po gładkolicym Crawleyu z "Dowton Abbey", komicznym Sir Lancelocie z "Night At The Museum" i niebezpiecznym Davidzie z "The Guest", staje się wreszcie szurniętym, niepewnym siebie i potężnym Davidem Hellerem. Postać niełatwa do zagrania, bo wymagająca niesamowitej precyzji, dyscypliny i całego oceanu ekspresji, który jest niestety w posiadaniu nielicznych aktorów. Kto lubi sobie robić siekę z mózgu, ten będzie miał frajdę podążając za Legionem.
Ja na razie daję okejkę. Czekam na kolejne odcinki i żyję w nadziei, że będą tak dobre jak pierwszy. Albo lepsze. Bo mogą.
Moim zdaniem sceny "snów" z kilku odcinków Dr House były lepsze niż te wszystkie schizo/muto rzeczy w Legion. :)
Sny były świetne, ale były dość krótkimi scenami, a tu schizę mamy połowę czasu przez 3 odcinki, jest różnica :)
W trzecim odcinku jest ogólnie lepiej. Mniej chaotycznie.
Czyli podoba mi się coraz bardziej. Pierwsze dwa odcinki też się mi podobały, żeby nie było.
Nie tyle kino, co telewizja (mały ekran, szklany ekran, jedenasta muza, co kto woli), ale fakt...
Legion to odejście od sztampy superbohaterskich fabuł ku narratorowi „niewiarygodnemu” i narracji nielinearnej, które działają tutaj wyśmienicie i nie są tylko sztuką dla sztuki. Nawet jako widzowie mamy problemy z odróżnieniem, co jest złudą a co rzeczywistością. To tylko pomaga uwiarygodnić postać i wynosi ją na wyższy poziom. Podoba mi się, że to coś więcej niż serial o superbohaterach, że skupia się bardziej na postaciach i dzięki temu działa w wymiarze uniwersalnym, jako opowieść, a komiksowe naleciałości zostały tu zepchnięte na dalszy plan i są tylko pretekstem do ciekawej historii.
Otóż to. Obawiam się jednak, że paradoksalneie może to zadziałać na niekorzyśc tej serii, bo ludzie jednak spodziewają się po serialach/filmach superbohaterskich czystej i prostej akcji, czego Legion, jako tako, nie oferuje, bo skupia się na innych aspektach.
Za to osoby, którym tak ambitne show mogłoby się spodobać, właśnie na poziomie uniwersalnym, niekoniecznie są fanami produkcji o Superbohaterach.
Mam jednak nadzieję, że się mylę i serial uzbiera swoją własną publiczność.