now, close your eyes, please..
po przelocie po pilocie w szlafroku i papilocie.
taśmowy produkt seryjny raczej konfekcyjny, przebrany w kosium historyczny, z oczywistym mruganiem gałki ocznej w stronę nadużyć świata dzisiejszego
(albo coś źle zapercepowałem).
to jest taki van sant bardziej z czasów Szukając Siebie niż trylogii funeralnej. daleko z nim nie zajedziesz. skończyły się przekroczki. mało stylu, dużo mody.
tyle w kwestii tak zwanych artystycznych poszukiwań, bo jest i tematyka: uważona ściśle pod obecną modłę kobiety - ofiary, mężczyzny - wampira.
truman pochwycony, ucapiony w szponach dziewcząt o oczach jak jeziora?
osobiście jestem za, a nawet przeciwnie, nie mam nic naprzeciwko, jakkolwiek cała ta odwetotyka bardziej do mnie przemawia, kiedy podejmuje i w podmiot liryczny się wciela dziewczyna wykorzystywana.
innemi słowy: wolę słuchać doroty (weź se skręć, bo pewnie o tym myślisz ciągle, ja nie), wolę słuchć moniki (lubił sun kill moona, steve'a reicha i skalpel, i gdy uczucie bywa nienazywalne), wolę słuchać alex (wiadomo), wolę oglądać obrazki z Priscilli. brzmi to uczciwiej, jest bardziej odtrzewne, mniej wykoncypowane.
nadto postuluje przebudzenie seksualnej persony z brzucha bardziej niż głowy, co zawsze i z wielką chęcią poprę.
dzyndzelki górą, a zwisaki kanałami ogólnie.