PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=98939}
7,4 384
oceny
7,4 10 1 384
Jane Eyre
powrót do forum serialu Jane Eyre

Cóż mogę powiedzieć... Bardzo liczyłam na tę wersję "Jane Eyre". Głównie z powodu Timothy'ego Daltona - i na nim się nie zawiodłam - ale reszta pozostawiała wiele do życzenia.
Przede wszystkim: Zelah Clarke. Jej Jane to obawiająca się życia i ludzi istotka, ogromnie prowincjonalna w swoich manierach, okazywaniu emocji i obejściu, wydaje się nie posiadać ani odrobiny siły życiowej - książkowa Jane była prosta, ale nie przeciętna; delikatna, ale nie pozbawiona energii. Kiedy Rochester się jej oświadcza, jest sztywna, bez emocji - wygląda, jakby poproszono ją właśnie o podanie herbaty, a nie wyznano miłość. Nie mam pojęcia, jak to jest z doświadczeniem aktorskim Clarke - podejrzewam, że jest ono dość spore, ale bardziej teatralne, co w niczym nie przeszkadza, wręcz przeciwnie - tym razem się nie popisała. Szokujący jest kontrast jej roli z tym, co pokazała Ruth Wilson, debiutująca przecież w roli panny Eyre na ekranie - Clarke, z pewnością bardziej doświadczona od Wilson, jest smutną kukłą z siana, czasem klaszczącą w dłonie z radości, Wilson bezustannie zmienia się na ekranie - przeciętna i nieciekawa, gdy obserwują ją inni lub gdy nic nie dzieje się w jej życiu, i świeża, naturalna, naprawdę śliczna, gdy szczęśliwa i spełniona. Szkoda, że Zelah Clarke nie udało się osiągnąć takiego efektu.
Seriale BBC znane są ze swojej wierności oryginałowi i dbałości o odwzorowanie szczegółów, które nieraz, choć niewielkie, stanowią bardzo ważne elementy historii - ale tym razem bardziej to drażni niż zachwyca, wydaje się być marnotrawstwem czasu i energii, często niezrozumiałym w swym celu. Dużo czasu zajmuje ukazanie dzieciństwa Jane, co odbywa się kosztem ukazania jej relacji z Rochesterem - gdybym nie czytała wcześniej książki, nie miałabym pojęcia, jak to w ogóle możliwe, że Edward zakochał się w Jane, tak szczątkowo pokazane są ich rozmowy. O ile wersja z choćby 2006 roku sugeruje, że główni bohaterowie rozmawiają dużo i często, i naprawdę się przyjaźnią, o tyle tutaj jest to znajomość zwykłej kobiety - bo Zelah Clarke za nic w świecie nie wygląda na lat osiemnaście, miała dwadzieścia osiem bądź dwadzieścia dziewięć lat podczas kręcenia filmu - z niezwykłym mężczyzną, i właściwie nic więcej. Ciężar wizualizacji tej miłości spadł na barki Timothy'ego Daltona, który poradził sobie z tym doskonale - energiczny, sarkastyczny, ze swoim specyficznym poczuciem humoru, władczy, dumny i zdecydowany, jest niemal idealnym odzwierciedleniem swego książkowego pierwowzoru. Nie do końca udało mu się pokazać osamotnienie i przepastny smutek, jaki miał w sobie Rochester, ale prawdę mówiąc, niewiele miał ku temu okazji. Nie mogę odżałować, że zabrakło sceny, w której Rochester śpiewa dla Jane - podejrzewam, że wypadłaby znakomicie przy wspaniałym, głębokim głosie Daltona, którego urok uświadomiłam sobie dopiero podczas oglądania tego filmu.
Ciężko wystawić mi ocenę całości. Film jest wierny oryginałowi, aktorsko nierówny, z przewagą jednak dobrych aktorów, ale jako całość jednak rozczarowujący. Brakuje mu ducha, żywości i mroku książki, ale warto go obejrzeć choćby z ciekawości.

ocenił(a) serial na 8
fifkalala

Faktycznie jako całość film jest dobry.
Wierny książce, ale to nie trudne przy takiej długości.
Jednakże trudno jest wydać dobrą opinię jeśli główna bohaterka tak marnie się spisała.
Miałam wrażenie, że jest to małe dziewczę które boi się wszystkiego i wszystkich, a jej dziwne i niewytłumaczalne reakcje, wybuchy radości.
Zupełnie nie pasujące do książkowej Jane.
Wszystko co mówiła było wyrażane bez przekonania, bez pewności siebie.

A szkoda bo naprawdę nie widziałam jak do tej pory bardziej odpowiedniego aktora od Timothy'ego Daltona .
Posiadał wszystkie wady, zalety charakteru Rochestera.
Wyśmienicie balansował na granicy zadowolenia i skrajnej złości.
Humorzasty, dumny, ironiczny, sarkastyczny po prostu taki jaki być powinien.
Ale nie mógł uratować filmu... niestety.

fifkalala

Długo się zastanawiałam jaką ocenę wystawić temu serialowi i dałam 9, głównie dla Timothy'ego Daltona który mnie zauroczył w roli Rochestera. Sama się sobie dziwię że to mówię, ale mało brakowało a pobiłby Tobiego Stephensa z ekranizacji z 2006 roku, który jest dla mnie idealny w tej roli. Nie będę się rozpisywać jeśli chodzi o jego grę aktorską, bo ty zrobiłaś to za mnie doskonale i mi pozostaję się tylko się pod tym podpisać. Był rewelacyjny.

Serial jest również bardzo dobry jeśli chodzi o wierność książce oraz kostiumy i charakteryzacje dzięki czemu świetnie mi się go oglądało, mimo że brakowało mu mrocznego klimatu który uwielbiam. Cieszę się też że twórcy postanowili rozwinąć wątek dzieciństwa Jane, bo w większości ekranizacji które widziałam był on niesamowicie skrócony, głównie dlatego że jest chyba najmniej ciekawy z całej książki. Tutaj wyszło to bardzo fajnie i pierwsze odcinki bardzo mi się podobały.

Największy minus to dla mnie właśnie drewniana gra Zelah Clarke jako Jane, która w jej wykonaniu bardziej mi przypomina świętą matronę niż młodą, pełną życia dziewczynę. Również Zelah wizualnie wygląda na około 30 lat, dlatego nie widać różnicy wieku między nią Daltonem. Mi osobiście trochę to przeszkadzało w odbiorze, bo w książce różnica wieku między postaciami jest wyraźnie zaznaczona.
Najgorsze jest jednak to że o ile u Timothy'ego czuć chemię do niej, widać jak on czasami aż pożera ją wzrokiem, dlatego byłam skłonna uwierzyć w jego gorące uczucie do Jane. U Zelah było odwrotnie, zero uczuć z jej strony, przez cały czas miałam wrażenie że jest jej wszystko jedno, a scena zaręczyn tylko to potwierdziła. Ja rozumiem że Jane była trochę powściągliwa, ale jej miłość do Rochestera była bardzo silna i pełna pasji której w tym serialu nie widać.

Zgadzam się także że brakuje mu ducha, żywości i mroku książki, ale ten serial jako całość na tle innych adaptacji wypada naprawdę świetnie.

Dla mnie osobiście ideałem pozostaje serial z 2006 roku, który kocham głównie za genialne aktorstwo i ukazanie ducha oraz mrocznego klimatu książki. Ruth Wilson już chyba na zawsze pozostanie dla mnie idealną Jane Eyre. Oglądałam wiele ekranizacji tej książki i one tylko utwierdziły mnie w tym przekonaniu, uważam że Ruth świetnie oddała wszystkie cechy książkowej Jane. Podobne zdanie mam jeśli chodzi o Tobiego Stephensa, również on był idealny w tej roli. Razem moim zdaniem stworzyli niesamowitą parę na ekranie, mieli tak wielką chemię na ekranie że miłość która połączyła ich bohaterów wydaję się całkowicie prawdziwa.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones