Mirana złapała się za brzuch, ciekawe czy jest w ciąży :D

Właśnie też się zastanawiam nad tym.

Ten serial to jakiś ewenement. Cały reset pozbawia sensu progres poprzednich sezonów, takie trochę "o zaczynamy zabawę od nowa". Tak jak w drugim sezonie bardzo słabo tłumaczone jest co się w ogóle dzieje, akcja gna na łeb, na szyję. Postacie zmieniają swoje cele, przekonania, czy strony konfliktu co odcinek. Nawalone przeróżnych wątków, wizualnie biednie...
MIMO TO wciąga jak bagno, nie można się oderwać bo musisz wiedzieć co będzie dalej, do tego wzrusza.
Oczywiście ma też swoje zalety, nietuzinkowa fabuła, ciekawe postacie i ich przemyślenia (w ogóle dające do myślenia motywy). Powinienem uważać ten serial za gniot z przebłyskami geniuszu, a jednak dostarcza mi dużo więcej emocji niż większość produkcji które oglądałem i obiektywnie uznaje za lepsze.

A jeśli to nie miał być "reset" tylko celowe zagranie Invokera, żeby przywrócić Filomenę do życia w tym świecie którego nie czeka zagłada i nie jest stworzony przez Terrorblada?
W pierwszym odcinku mimo że pokazali nam scenę w której nie zgodził się na propozycje Terrorblade to może jednak ją przyjął i dlatego oddał wszystkie dusze Davionowi, żeby mógł je on łatwiej zdobyć. W ostatnim odcinku pada zdanie wypowiedziane przez tą boginie księżyca, że "niewiele się dzieje z tego czego nie przewidział" no i potwierdza to to, że jak go zostawili na samym końcu jakoś nie wyglądał na zbyt zmartwionego tą sytuacją, .

Ja nie mówię o ogóle fabuły, a konstrukcji serialu i wrażeniu jakie można przez to odnieść przez peirwsze odcinki. Rozwój postaci - do śmieci, budowanie relacji i poznawanie siebie - do śmieci, śmierć - do śmieci. Zaczynamy zabawę od nowa w "poznaj swoje przeznaczenie", "jesteś synem ognia". Wiadome, że ma to jakiś swój cel w ostatnich odcinkach i prawdopodobnie S4.

No jak nie? Ciąża i Filomena jako... Bogini? Pięknie otwarta furtka ;)