Ilość cringu (nie znajduje polskiego odpowiednika na to) mnie przerosło. Świetny Paul Hauser nawet tego nie uratował. Bardziej amerykańskiego początku i końca serialu, który w połowie dawał nadzieję na niezłe kino, nie widziałam już dawno. Główny, narcystyczny bohater, który oczywiście musiał zostać przedstawiony jako odmieniony i nawrócony rycerz w srebrnej zbroi i jego rozumowanie przyprawiało mnie o dreszcze (i chęć walenia głową o ścianę). Więc ogólnie i bez spojlerów, gra aktorska na plus, scenariusz to jakaś porażka a pompatyczna muzyka, niektóre rozmowy i sceny po prostu zostawiły wrażenie kolejnego, amerykańskiego serialu dla przeciętnego Amerykanina, który prawdopodobnie nie pogardził by nawet lektorem w tle objaśniającym sceny (jak z trudnych spraw, albo dlaczego ja).