Lubię taki setting (ciężko mi znaleźć określenie po polsku), że jest koniec świata, lub świat przestaje działać i mamy postać, która przemierza/odnajduje się w tym świecie.
I sam świat wydaje sie dość ciekawy. Wszyscy wiedzą co sie niedlugo stanie.

I spodziewalem sie tutaj czegoś w stylu stanięcia samym ze sobą z faktem że tytułowy świat sie skończy. Ale tak na prawde odcinki są totalnie nużące. Główna bohaterka to kompletna bezpłciowa przegrywką. Ma 43 lata i kiedy świat zamierza sie skończyć, to ona odnajduje sens życia w korpopracy... Znaczy ja rozumiem, że rutyna etc może pomóc jako sposób radzenia sobie z końcem świata i ktoś może po prostu chcieć to robić.
Ale nasza bohaterka jest TAK anemiczna w swoim zachowaniu. Nie ma charakteru, nie można sie z nią utożsamiać. Nawet nie można ją lubić, lub nawet nie lubić czasami. Jest kompletnie wyblakła postacią. Wydaję się przez to wręcz głupia.

Tego typu produkcje, które skupiają się na końcu świata/pustym świecie/świecie postapokaliptycznym często oczekują jakiegoś uczuciowego/psychologicznego podejścia, podróży. A ja czuje że w tym niesamowitym - tak na prawde kolorowym i ładnym świecie, o wiele bardziej interesowały mnie losy emerytowanych rodziców głównej bohaterki, którzy żyli w związku poliamorycznym ze swoim opiekunem.
Ten serial ma swoje momenty, ale tak na prawdę to powinien dawać więcej, i być bardziej różnorodny, ale też bardziej spójny sam ze sobą. Nie polecam tego serialu, jeżeli się szuka czegoś z takim postapokalipczynym contenem. Polecam ten serial jak ktoś chce coś obejrzeć do kotleta.