Mam dziwne wrażenie, że w drugim sezonie relacja dwóch głównych bohaterów nie przesunęła się nawet o krok do przodu.
O ile w sezonie 1 każda scena z Gilbertem i Anią prowadziła do czegoś i określała ich stosunek do siebie (a warto zauważyć, że scen tych nie było wcale tak dużo, za to każda była wymowna), a koniec i pożegnanie smuciły serce... Tak w sezonie 2 w zasadzie wszystko zatacza koło i wracamy do tej samej albo i gorszej relacji, z którą zostawił nas sezon 1.
Twórcy tym razem wysłużyli się w zasadzie tylko patrzeniem się na siebie bohaterów. Zawsze to samo. Gilbert robi Wzrok Gilberta, Ania zauważa Wzrok Gilberta po czym robi zakłopotaną minę i tak trwają. Raz, dwa może ok, ale nic więcej nam ten sezon nie oferuje.
Nawet ścięcie włosów i tak dramatyczne powitanie nie poprowadziło do niczego innego niż wymiana wzroków. Żadnego zapewnienia, rozmowy. Jedyna scena pokazująca co innego to scena świąteczna z dawaniem prezentu. No i czasem kłócą się w zasadzie nie wiadomo o co.
Dziwi mnie to, bo w pierwszych odcinkach był pokazany entuzjazm Ani na korespondencję z Gilbertem i taki sam entuzjazm przedstawiała na końcu 1 sezonu, gdy rozmawiali w knajpie. Ale gdy Gilbert wrócił, czar prysł i z jakiegoś dziwnego powodu cofnęli się rok w tył, aby znowu budować dystans i obserwować siebie z ławek. Nie gra mi to kompletnie w tym scenariuszu i liczę, że 3 sezon trochę to podbuduje ;)