Rozumiem, że to nie jest ekranizacja książki, ale na mój (!) gust twórcy przesadzili z tym scenariuszem. Jest zbyt wiele nowych postaci i historii - to już nie jest nawet uniwersum Avonlea tylko jakaś zupełnie osobna historia, żerująca na dobrze znanych postaciach i miejscach, których fani (jak ja) się na to złapali. Najpierw wątek jakichś złodziejaszków, a potem kosmiczna akcja w bodajże czwartym odcinku, kiedy to Gilbert odbiera poród prostytutki na Trynidadzie - to już był taki hit dla mnie, że dałam sobie spokój. I te listy między nim a Anią, mimo że nikt niby nie wie, gdzie on jest... To jest kompletna pogarda dla pięknej relacji Ani i Gilberta z książki! Serial może się podobać, jest ładnie nagrany, świetnie dobrani są aktorzy. Natomiast zupełnie innej Ani byłam fanką i dla mnie osobiście to jest kompletny niewypał.