Recenzja gry

Life is Strange: Before the Storm (2017)
Chris Floyd
Webb Pickersgill
Rhianna DeVries
Kylie Brown

Życie było, jest i będzie dziwne

"Life is Strange: Before the Storm" nie jest może tak świeże jak oryginał, nie ma podróży w czasie czy wielkiego tornada, ale wciąż po skończeniu całości pozostawia jednocześnie z poczuciem
"Life is Strange: Before the Storm" nie jest może tak świeże jak oryginał, nie ma podróży w czasie czy wielkiego tornada, ale wciąż po skończeniu całości pozostawia jednocześnie z poczuciem satysfakcji jak i niedosytu. A to dla mnie robią tylko gry cholernie dobre.



Stosunkowo łatwo napisać jako tako lubialną postać w grze video. Wystarczy, by wydawała się miła, przypisać jej kilka pozytywnych cech (pomocna, waleczna, a najlepiej ciągle uśmiechnięta) i robota wykonana. Trudniej gdy próbuje się graczowi sprzedać bohaterkę na pierwszy rzut oka irytującą, bezczelną i zachowującą się nie raz (i nie dwa) zwyczajnie niedorzecznie. A taka jest tutejsza protagonistka - Chloe Price (dubbingowana tym razem przez Rhiannę DeVries). Na przestrzeni trzech (+1 bonusowy) epizodów widzimy jak próbuje sobie poradzić w jej coraz bardziej komplikującym się nastoletnim życiu. Pustkę po jej tragicznie zmarłym ojcu zdaje się wypełniać nowo poznana przyjaciółka, Rachel Amber. Obie dziewczyny szybko pakują się w grubszą rodzinno-kryminalną aferę, odnajdując w sobie stopniowo głębsze uczucie.



Historia sama w sobie nie jest niczym niesamowitym, ale oferuje sporo wartych zapamiętania, świetnie wyreżyserowanych i emocjonujących momentów. Takich małych, zwyczajnych, gdy Chloe i Rachel były po prostu razem. Solidnie wypadła część stricte obyczajowa, miło było przede wszystkim znowu poczuć małomiasteczkową atmosferę Blackwell. Szkoda, że wyraźnie krótsza całość niestety wymusiła w ostatnim epizodzie na narracji gnanie na złamanie karku, przez co finał nie ma odpowiedniej podbudowy. Do tego znowu mamy sytuację z "wybierz swoje zakończenie'', która może pozostawić pewien mały niesmak, ale ja mimo wszystko byłem w stanie to scenarzystom wybaczyć (wydarzenia koniec końców i tak musiały być spójne z oryginałem).



Z "Before the Storm" wyleciał główny gameplayowy pomysł gry Dontnod. Chloe nie posiada mocy zabawy czasem, przez to zagadki środowiskowe są niezwykle proste, a część growa jest raczej czysto symboliczna (ograniczona eksploracja lokacji, oglądanie przedmiotów). Wobec tego twórcy z Deck Nine zdecydowali się na wprowadzenie systemu kłócenia się, co w teorii pasuje do tak pyskatej nastolatki jak młoda Price, i zrobione dobrze, zasługiwałoby na pochwałę. Problem w tym, iż przekonanie naszych rozmówców jest banalne (mamy kilka sekund na wybór jednej z kilku odpowiedzi), bo często ta właściwa do powiedzenia opcja jest aż nazbyt oczywista, jeśli tylko z uwagą słuchamy drugiej osoby. Ponad to zdarzają się sytuacje, gdy rzucane obelgi są doprawdy kuriozalne, a poziom cringe'u czasem dochodzi do takiego poziomu, że zdarzało mi się autentycznie zaśmiać przy komputerze. Na szczęście nie wszystkie, ale niestety w moim odczuciu nie wyszło to zbyt dobrze. Poza tym niektóre sceny przypomniały mi o "Zmierzchu", ale może to tylko ja.



Mimo tego to bardzo dobry prequel. Stoi na własnych nogach na tyle, by osoby niezaznajomione z pierwszym "Life is Strange" odebrały to jako samodzielną opowieść, do tego sensownie dodaje masę wartościowego kontekstu do oryginału i rozbudowuje postać Chloe, świetnie przedstawiając jej rozbrajająco szczerą przyjaźń/miłość (niepotrzebne skreślić) z Rachel. Jeśli jak jak ja pokochaliście przygodę Max i Chloe sprzed trzech lat, to bierzcie "Before the Storm" śmiało, znajdziecie tu sporo dla siebie.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Studio Dontnod Entertainment efektem finalnym „Life is Strange” wysoko ustawiło poprzeczkę. Square Enix... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones