Recenzja gry PC, PS4, Xbox One

Life is Strange: Before the Storm (2017)
Chris Floyd
Webb Pickersgill
Rhianna DeVries
Kylie Brown

Czy prequel gry fabularnej ma szansę na sukces?

„Life is Strange: Before the Storm” to bardzo dobra gra, a jeszcze lepsza historia. Scenariuszem tego tytułu nie pogardziłaby nawet stacja HBO.
Studio Dontnod Entertainment efektem finalnym „Life is Strange” wysoko ustawiło poprzeczkę. Square Enix zdecydowało, że kolejną grę z tej serii wyprodukuje Deck Nine. Jednak nie dostaliśmy w ręce kontynuacji (jak to najczęściej bywa) przygód Max. Ostatecznie „Life is Strange: Before the Storm” opowiada o wydarzeniach w Arcadia Bay dotyczących szesnastoletniej Chloe Price, które miały miejsce przed pierwszą częścią cyklu. Uważam, że taki zabieg najczęściej jest skazany na porażkę, gdyż gracz z góry ma nakreślone pewne rysy zakończenia, które już wcześniej poznaliśmy. Mimo wszystko dałem szansę temu prequelowi i przeszedłem wszystkie trzy podstawowe epizody. 


W grze przygodowej opartej na fabule najważniejszy jest scenariusz. Postacie muszą być bardzo dobrze napisane, a całość wydarzeń sensownie się ze sobą łączyć. I tak jest w tym przypadku. Można rzecz, że od strony fabularnej „Life is Strange: Before the Storm” prezentuje poziom na miarę oscarowej produkcji filmowej. Nie zawodzi główna bohaterka, mimo że aktora, która świetnie zagrała w pierwszej części Chloe Price (Ashly Burch) nie podkłada już do niej głosu. Po części wyszło to tej produkcji na dobre. Nie brakuje także świetnego uzupełnienia naszej protagonistki, czyli Rachel Amber, o której głośno było w pierwszej części gry. Jej historia wówczas toczyła się w tle wydarzeń, a wszystkiego o niej dowiadywaliśmy się najczęściej z rozmów toczonych pomiędzy Max i Chloe. Reszta postaci pobocznych również sprawuje się przynajmniej dobrze.


Wydarzenia w grze są całkiem ciekawe. Z jednej strony wybieramy się nocą na rockowy koncert, z drugiej przyjdzie nam brać udział w planszowej grze w stylu „Dungeons & Dragons” Gary’ego Grygaxa i Dave’a Arnesona. Uważam, że scenarzyści świetnie wyważyli elementy spokoju i dużej intensywności, dzięki czemu gracz lepiej odbiera grę jako wielotematyczną całość. Jest to nawet lepiej wykonane, niż w przypadku „Life is Strange”. 


Moją największą obawą było to, że „Life is Strange: Before the Storm” nastawi się na opowiedzenie nam historii dotyczącej Rachel i Chloe w kontekście jej zaginięcia. Jednak moje obawy zostały szybko rozwiane. Zamiast otrzymać grę z góry napisanym zakończeniem, na szczęście otrzymaliśmy produkcję dotyczącą głębokiej relacji pomiędzy dwiema nastolatkami przechodzącymi najważniejsze dotychczas chwile w swoim życiu. Nie brakuje tu niczego – jest przyjaźń, kłótnie, gniew, zazdrość, śmiech, dramatyczne napięcie, nostalgiczne sceny itd. „Life is Strange: Before the Storm” opowiada świetną historię na pograniczu dramatu i komedii na wielu płaszczyznach, co czyni ją bodajże najlepszą grą 2017 roku od strony fabularnej. 


Niestety, ale „Life is Strange: Before the Storm” jest sporo krótszym tytułem w porównaniu z pierwszą częścią tego cyklu. Wcześniej mogliśmy rozegrać pięć pełnych epizodów, teraz mamy do dyspozycji tylko trzy główne oraz jeden poboczny dotyczący dziecięcych czasów Chloe. 


Dobrze nam wiadomo, że nie ma gier idealnych. Tak samo jest w tym przypadku. Mechanika w „Life is Strange: Before the Storm” musiała się zmienić w stosunku do pierwszej części. Wówczas rozgrywka opierała się na podejmowaniu mądrych decyzji w scenach dialogowych, jednak z możliwością ich uzupełniania za pomocą skorzystania z super umiejętności Max, czyli cofania czasu pozostawiając jednak zdobyte doświadczenia w pamięci protagonistki. Tym razem sterujemy postacią Chloe, która to ma możliwość odgrywania potyczek słownych, dzięki którym udaje jej się (bądź nie) osiągnąć odpowiednią reakcję drugiej strony konwersacji. Mimo wszystko lepiej bawiłem się jako władca czasu. Oczywiście nowa mechanika o wiele lepiej pasuje do głównej postaci pod kątem artystycznym i fabularnym, jednak pozostawia trochę do życzenia w kontekście satysfakcjonującej i ciekawej rozgrywki. Powoduje to, że „Life is Strange: Before the Storm” skupia się głównie na scenariuszu, zostawiając rozgrywkę na bocznym torze. Jest to dość spora ujma dla produkcji studia Deck Nine.


Wspomniana przeze mnie wcześniej artystyczna strona pozostaje na arcywysokim poziomie. Zamiast upamiętniania wydarzeń za pomocą aparatu fotograficznego Max malujemy (często złośliwe) graffiti sterując Chloe. Bardzo pasuje to do naszej przyszłej starej i zarazem nowej bohaterki. Graficznie widać poprawę, jednak jest to dalej niski poziom w porównaniu z konkurencją na tym rynku. Mimo wszystko nie można odmówić „Life is Strange: Before the Storm” oryginalności, klimatu i artyzmu w kwestii oprawy wizualnej. Natomiast ścieżka dźwiękowa to majstersztyk. Świetnie podkreśla wydarzenia, wprowadzając w nas nastrój doskonale pasujący do emocji wywoływanych przez konkretne sceny. Dodatkowo piosenki obecne w tej grze to po prostu kawał dobrej muzyki.


Podsumowując, „Life is Strange: Before the Storm” to bardzo dobra gra, a jeszcze lepsza historia. Scenariuszem tego tytułu nie pogardziłaby nawet stacja HBO. Mimo wszystko wielkie braki w mechanice działają dość znacznie na niekorzyść tej produkcji. Jeśli jednak zależy Ci głównie na kultowej opowieści to jest to na pewno produkcja skierowana do Ciebie. Polecam najpierw zagrać w tą grę, a dopiero potem w „Life is Strange”, gdyż pomoże to nam lepiej wciągnąć się w historię, uniknąć pułapki prequela, a także po prostu odebrać lepiej produkcję studia Deck Nine, która mimo wszystko sumarycznie ustępuje jakości pierwszej części.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"Life is Strange: Before the Storm" nie jest może tak świeże jak oryginał, nie ma podróży w czasie czy... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones