Recenzja filmu

Narodziny gwiazdy (2018)
Bradley Cooper
Lady Gaga
Bradley Cooper

Z dala od mielizn

Po "Narodzinach gwiazdy" próżno oczekiwać przesadnej golizny, nadużytej przemocy czy przedawkowania pikantnych dowcipów. Jest to stosunkowo skromny w gruncie rzeczy film, który nie bazując na
Clint EastwoodGeorge ClooneyMel Gibson czy James Franco zaledwie otwierają listę aktorów, którzy sprawdziwszy się przed kamerą, postanowili spróbować  swoich sił również na stanowisku za nią. Kolejnym, doświadczonym w grze aktorskiej i dość świeżym debiutantem na reżyserskim stołku jest Bradley Cooper, który dołączając do owego, prestiżowego grona z prawdziwym przytupem, potwierdza uwidaczniającą się prawidłowość po obu stronach obiektywu. W swoim pierwszym filmie popełnia on trzeci już z kolei remake amerykańskiego dramatu z 1937 roku, pod tytułem "Narodziny gwiazdy" i niezależnie od tego, ile nowego wnosi od siebie, dobrego oferuje wiele.

Tak szybko, jak tylko nadarza się pierwsza okazja, by się o tym przekonać, gwiazdor "Poradnika pozytywnego myślenia" i "American Hustle" daje również przedsmak swojej najnowszej kreacji i trzeba przyznać, że z roli "supportu" w tym elektryzującym, muzyczno-filmowym show otwierająca sekwencja wywiązuje się znakomicie. Wcielony w piosenkarza country, Jacksona Maine'a, Bradley Cooper pojawia się bowiem w pierwszej scenie filmu... na scenie. Wirująca przede wszystkim wokół jego persony, ale nie zaniedbująca pozostałych członków zespołu kamera wyciska z koncertowego szaleństwa, ile może. Zanim jeden z dwójki głównych bohaterów na dobre zapozna nas ze swoimi artystycznymi standardami, uderza z iście hard rockowym feelingiem, choć pokrewieństwo obu gatunków nikogo choćby pobieżnie zorientowanego w temacie dziwić nie powinno. Niemal eksplodująca energią widownia, oślepiające światła, majaczące refleksy, prawie rozsadzające membrany nagłośnienie i słodziutka utrata kontroli. Muzyka i celebracja jej żywiołu. Rock'n'rollowe pandemonium w pełnej okazałości. I nawet jeśli jego paliwem wydaje się być (nieprzypadkowy dobór słów) alkohol i inne używki, Bradley Cooper, Will Fetters i Eric Roth, którzy film napisali, szybko sprowadzają nas na ziemię. Gdy gasną światła, a Jackson, osuszywszy na tylnym siedzeniu samochodu ostatnią butelkę nakazuje kierowcy podjechać pod najbliższy bar, atmosfera jego upadku zaczyna być wyczuwalna i gęstnieje z każdą kolejną minutą.



Jackson Maine zaszczyca więc swą szumną obecnością knajpę, w której występuje po godzinach Ally – na co dzień kelnerka, choć z zamiłowania wokalistka. Ich spojrzenia spotykają się, a Jack – bo również takim imieniem posługuje się topiący potencjał w butelce gwiazdor – odkrywa, że grana przez Lady Gagę postać może pochwalić się nie tylko nietuzinkową urodą. Otrzymawszy w późniejszej sekwencji na parkingu próbkę jej prawdziwych umiejętności wokalnych, postanawia zaprezentować fenomen Ally swojej publiczności, zapraszając ją na scenę. Gdy jej apodyktyczny szef przekracza granicę, na której od pewnego czasu balansował, początkująca piosenkarka stawia wszystko na jedną kartę. Bierze szturmem nie tylko zachwycone jej zjawiskowym głosem audytorium Maine’a, ale i serce "kowboja z gitarą". Iskrzenie między nimi wydaje się być zjawiskiem o niemal mierzalnej wielkości. Namiętne noce, wspólne śniadania, wspólne koncerty, wspólne przejażdżki motocyklem, pocałunki, żarty, uśmiechy. Chemia między muzykalną dwójką uderza do głowy tak mocno, że na całkiem długo zapominamy o wszelkich czynnikach obiektywnych. Zapominamy o tym, że wyeksponowanie Ally może ściągnąć uwagę dysponującego imponującym potencjałem promotorskim menedżera branży pop, a dalszy rozwój jej kariery nie zrymuje się z autodestrukcyjnymi nawykami oświadczającego się pierścionkiem z gitarowej struny autsajdera.



"Narodziny gwiazdy" a la Bradley Cooper mogły być opowieścią o kobiecie bezwzględnej, palącej za sobą biały, zdobny w weselne dekoracje most. O modliszce show-biznesu. Typowej oportunistce, dla której partner jest jedynie kolejnym stopniem, na jakim musi postawić stopę, by wspiąć się ku jaśniejącemu wyżej celowi. Ally Anno Domini 2018 mogłaby być ekranowym wzorem zgodnej z duchem czasów, silnej kobiety niezależnej, w mgnieniu oka strzepującej z ramion gruz po zrujnowanym związku i nie spoglądającej nawet na odbicie swojego ex w bocznym lusterku samochodu. Kimś, kto z perwersyjną rozkoszą udowodni mu, że dopiero bez niego na dobre rozkwitnie i kto z nie mniejszą przyjemnością kontemplować będzie jego drogę w dół. Być może Jack do czegoś się przydał, ale bliskiej relacji z tytułową, rodzącą się gwiazdą nie udźwignął, więc cóż zrobić...

Tym, co sprawia, że Ally naprawdę chwyta za serce jest jednak znakomicie oddana przez Lady Gagę chwiejność jej postawy i niepomierne rozdarcie wewnętrzne. Gdy pod skrzydłami nowego menedżera odnosi pierwsze sukcesy i powinna pójść za ciosem, jej serce nie chce, by puściła rękę jadącego po równi pochyłej ukochanego. Lady Gaga świetnie wcieliła się w tę ambiwalentną, wielowymiarową i niebanalną postać, która potrafi stawiać na swoim, dorosnąć do powagi sytuacji i podjąć, gdy trzeba, korzystne dla siebie decyzje, ale która musi otrzeć łzy, zanim w blasku fleszy przywita wiwatującą publikę. To właśnie cała ta kruchość, delikatność i wrażliwość, odbijająca się w jej szklistych oczach czyni seans tak niezapomnianym i dramatycznym, nawet jeśli bez równie wiarygodnie uzewnętrznionej przez Bradleya Coopera, rozpaczliwej nieudolności Jacka w walce z chorobą alkoholową nie byłoby dane owemu dramatyzmowi tak bezbłędnie wybrzmieć.



Duet aktorski pierwszego planu "Narodzin gwiazdy" odznaczył się niebywałym talentem i wyczuciem rysu postaci, popisując się rolami w dużym stopniu transformatywnymi, które z pewnością na długo ostaną się w świadomości widzów. Nie zapominajmy jednak o tym, co dzieje się na drugim planie, gdzie o uwagę dopomina się szczególnie postać Bobby’ego. Brat, a zarazem tour manager Jacka, jest uczestnikiem niejednego emocjonującego dialogu, a w angażującym wykonaniu Sama Elliotta z pewnością nie przemyka przez film w sposób obojętny. Zachwyca również cała strona techniczna ze szczególnym uwzględnieniem potraktowanej z wielkim namaszczeniem oprawy muzycznej, gdzie powalający wręcz wspólny przebój Lady Gagi i Bradleya Coopera, pod tytułem "Shallow", mówi sam za siebie.



W kwestii minusów na pewno razi mocno stereotypowy – i chyba wyłącznie dla formalności dodam w tym miejscu powściągliwie, że mało pochlebny – sposób ukazania świata popowej branży jako obozu koncentracyjnego muzycznej pasji, wylęgarni pozbawionych artystycznych aspiracji wyrobników żerujących na najniższych instynktach mas i ostoi nieludzkiego, bezwzględnego materializmu. O ile ciężko o stwierdzenie, że jest to wizja zupełnie wyssana z palca, o tyle wniosek, że można było ukazać go w sposób choćby minimalnie bardziej wyważony nasuwa się sam. Niektóre rzeczy pozostają w "Narodzinach gwiazdy" niedopowiedziane. Poszczególne akty swojego pierwszego filmu Cooper potraktował w sposób mocno symboliczny, finalnie podpisując się bardziej pod sugestywnym szkicem, niż pod obrazem ociekającym formalnym przepychem. Być może wypada on jednak lepiej, gdy pokładając to minimum ufności w inteligencji i wyobraźni odbiorcy, nie podsuwa mu nachalnie wszystkiego pod nos? W końcu olbrzymim atutem dzieła jest brak epatowania czymkolwiek. Po "Narodzinach gwiazdy" próżno oczekiwać przesadnej golizny, nadużytej przemocy czy przedawkowania pikantnych dowcipów. Jest to stosunkowo skromny w gruncie rzeczy film, który nie bazując na tanim skandaliźmie, broni się głównie za sprawą zwykłej, niewysilonej i nieudawanej jakości, co świadczy o niezaprzeczalnej klasie świeżo upieczonego reżysera.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Nie wiem, czy ktoś napisał w ostatnim czasie podręcznik zatytułowany "Jak nakręcić hollywoodzki film?",... czytaj więcej
O tym filmie było głośno jeszcze na długo, zanim zabrzmiał pierwszy klaps. W 2011 roku studio Warner... czytaj więcej
Wiele było opinii o tym filmie, zanim się on w ogóle pojawił. Wielu krytykowało Lady Gagę za to, że... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones