Recenzja filmu

Mad Max: Na drodze gniewu (2015)
George Miller
Tom Hardy
Charlize Theron

Wojna szaleńców

W ciągu ostatnich kilku lat Fabryka Snów przyzwyczaiła nas do bardzo ścisłego rodzaju narracji w swoich wysokobudżetowych produkcjach. Większość z nich nie należała zatem kina zbyt ambitnego pod
W ciągu ostatnich kilku lat Fabryka Snów przyzwyczaiła nas do bardzo ścisłego rodzaju narracji w swoich wysokobudżetowych produkcjach. Większość z nich nie należała zatem kina zbyt ambitnego pod względem fabuły czy sposobu jej przedstawiania. Nic dziwnego, że musiał się w końcu pojawić  ktoś, kto obrałby za cel stworzenie filmu będącego wyjątkiem od tej reguły. Ktoś, kto wziąłby na swoje barki plan stworzenia w ambitny sposób remake’u jednego z największych hitów kina lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych.

Tą osobą, okazał się nie kto inny jak sam twórca oryginalnych pierwowzorów "Mad Maxa", George Miller. Reżyser podszedł do zadania nadzwyczaj poważnie. Do roli Maksa Rockatanskiego wybrał Toma Hardy'ego, który znany jest z roli Bane’a w "Mroczny Rycerz powstaje" i psychopaty Michaela Petersona z "Bronsona", a Charlize Theron powierzył postać Imperatorki Furiosy. Do obsady dołączyli również m.in Nicholas Hoult ("X-Men: Przeszłość, która nadejdzie") oraz sam Hugh Keays-Byrne znany z roli Obrzynacza w pierwszym "Mad Maksie" z 1979.



Reżyser postanowił zaserwować nam film naładowany akcją do takiego stopnia, że wylewa się ona z ekranu niczym magma. Motorem akcji stają się dwa motywy: odkupienia dawnych win (przez samego Maksa jak i przez Furiosę) oraz ucieczki – przed demonami przeszłości  i morderczym pościgiem zgotowanym przez postać Wiecznego Joe'ego, który pragnie odzyskać swoją własność, czyli uprowadzone (lub należałoby raczej powiedzieć – uwolnione) żony. Pustynny świat, sponiewierany i wyniszczony, podobnie jak zamieszkujący go bohaterowie, staje się więc areną walki pomiędzy dobrem a złem. Wydawać by się mogło, że jest to dobrze wszystkim znany schemat, którego realizację często możemy oglądać na ekranach kin. Jednak Miller postanowił odświeżyć znany wszystkim wzorzec fabularny, pozbawiając opowieści zbędnych ozdobników, takich jak wymuszony humor czy chwilowe wstrzymanie akcji, które najczęściej pozwala widzowi na złapanie oddechu. Tutaj akcja mknie nieprzerwanie, od czasu do czasu ledwie tylko zwalnia bieg, by dać postaciom czas na głębsze rozwinięcie poszczególnych wątków.  Miller nie zagłębia się też niepotrzebnie w niuanse dotyczące postapokaliptycznego świata, pozostawia go w tajemniczym i nieodkrytym, zmuszając tym samym widza do samodzielnego zgłębiania kolejnych aspektów wykreowanej rzeczywistości. To wszystko, a także brak niejednokrotnie niepotrzebnego w takich filmach wymuszonego humoru, czyni z "Mad Maksa" nie tylko znakomite kino akcji, ale i dzieło niejednoznaczne, które można interpretować na wielu płaszczyznach, co jest rzadkością w kinie tego gatunku.



George Miller stanął na wysokości zadania i wyszedł naprzeciw oczekiwaniom rzeszy fanów. Stworzył film będący nie tylko wspaniałym widowiskiem rozrywkowym, ale i obrazem inteligentnym, wyróżniającym się znacznie spośród innych przedstawicieli tego rodzaju kina. Zostanie z pewnością na długo zapamiętany - nie tylko przez miłośników poprzednich "Mad Maksów", ale i przez wcześniejszych sceptyków - jako dzieło godne powtórnego obejrzenia.
1 10
Moja ocena:
10
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
W "Mad Maxie: Na drodze gniewu" mogło nie udać się wiele rzeczy. Zawieść mógł reżyser, który swój ostatni... czytaj więcej
Jeśli dałoby się podsumować film jednym kadrem, to nowego "Mad Maxa" najlepiej puentowałby narwaniec z... czytaj więcej
Miller jako student medycyny na początku lat 70. wiele czasu spędzał w szpitalu i miał do czynienia z... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones