Recenzja filmu

Kto sieje wiatr (1960)
Stanley Kramer
Henryka Biedrzycka
Spencer Tracy
Fredric March

Give me that old time religion...

"Kto sieje wiatr" to kino absolutne, arcydzieło uzależniające jak narkotyk, do którego wciąż chce się wracać. Stanley Kramer dał nam kawał wspaniałego kina.
W 1925 roku małym miasteczkiem na południu Stanów Zjednoczonych wstrząsnął wielki skandal: nauczyciel biologi, John Scopes, nauczał w szkole średniej teorii ewolucji. Natychmiast rozpoczął się jego proces. Oskarżycielem został William J. Bryan, obrony zaś podjął się Clarence Darrow. Tak rozpoczął się słynny "małpi proces". 30 lat po tych wydarzeniach powstała sztuka Jerome'a Lawrence'a i Roberta E. Lee. W 1960 roku jej ekranizacji podjął się Stanley Kramer.

Bertram T. Cates (Dick York) jest nauczycielem biologii. Gdy pewnego razu opowiada dzieciom o teorii ewolucji, zostaje aresztowany. Sprawą interesuje się cyniczny dziennikarz, E. K. Hornbeck (Gene Kelly). Wynajmuje on słynnego prawnika, Henry'ego Drummonda (Spencer Tracy), aby bronił Catesa podczas procesu. Oskarżycielem zostaje uwielbiany w mieście Matthew Brady (Fredric March), religijny fanatyk, dawny kumpel Drummonda. Wydawać by się mogło zwykły proces zmienia się w zaciekłą rywalizację między mężczyznami...

Upał, zamknięte pomieszczenie i dwóch spoconych facetów w jesieni życia kłócących się o Biblię. Wydawać by się mogło, że taki film nie spodoba się widowni i będzie po prostu nudny. No bo kto by chciał oglądać przebrzmiałych gwiazdorów w ponad dwugodzinnym filmie toczącym się przez większość czasu w sali sądowej? Wytwórnia obawiała się tego, chciano nawet zatrudnić idoli młodzieży, by ściągnąć więcej młodych do kin, ale ostatecznie postawiono na weteranów kina. I bardzo dobrze, bo wyszedł z tego hipnotyzujący film.

"Kto sieje wiatr" przedstawia nie tylko konflikt Catesa z prawem i jego proces. Jest też obrazem i zarazem krytyką ludzkiej hipokryzji i zakłamania. To, czy Cates faktycznie popełnił przestępstwo, może nas na początku nurtować, ale wraz z kolejnymi minutami seansu staje się to dla nas nieważne. Bo w tym dziele nie chodzi o to, kto ma rację. Chodzi o to, by pokazać, jak zgubny wpływ na los jednostki może mieć grupa. Grupa ludzi o poglądach żywcem wyjętych ze średniowiecza, którzy, nie mając własnego rozumu i zdania, bezmyślnie podążają za tym, który to zdanie ma i umie je sprzedać.

Ciężko odnieść mi się do samej treści filmu, pewnie tak samo jak każdemu wierzącemu, natomiast jako kinomanka mogę odnieść się do jego wykonania. A to jest naprawdę świetne. Świetny scenariusz ociekający ostrymi ripostami i słownymi potyczkami bohaterów został idealnie sfilmowany przez Kramera. Dialogi w tym filmie to po prostu majstersztyk, zachwycają też zdjęcia, ale prawdziwą perłą jest niewątpliwie aktorstwo.

Dick York, odtwórca roli Catesa, spisał się dobrze, podobnie jak reszta drugiego planu. Gene Kelly jest po prostu doskonały jako zuchwały, cyniczny Hornbeck, tworząc jedną z najlepszych ról w swojej karierze, ale to nie on najbardziej przyciąga uwagę widza. W centrum zainteresowania znajduje się dwoje antagonistów: Spencer Tracy i Fredric March. Ten pierwszy jest ateistą wierzącym w ludzki umysł. Drugi to żyjący w zakłamaniu, fałszywie pobożny człowiek. Toczą ze sobą pojedynek nie tylko w sądzie - walczą też o uwagę widza, a ich słowne potyczki to prawdziwy popis mistrzów. Słowem aktorstwo, jakiego dziś już próżno szukać. 

"Kto sieje wiatr" to kino absolutne, arcydzieło uzależniające jak narkotyk, do którego wciąż chce się wracać. Stanley Kramer dał nam kawał wspaniałego kina.
1 10
Moja ocena:
10
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Stanley Kramer - reżyser i producent, który w swoim zamiłowaniu do autsajderów wyprodukował i... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones