Recenzja filmu

Kraina jutra (2015)
Brad Bird
Waldemar Modestowicz
Britt Robertson
George Clooney

Bradzie, gdzie jesteś?

"Kraina jutra" nie skrywa przed widzem wielu tajemnic, a towarzyszące widzom od początku fundamentalne pytanie "o co tu tak naprawdę chodzi?" nie znajduje odpowiedzi.
"Kraina jutra" to jedna z tych produkcji, o których trudno wypowiedzieć się krytycznie bez poczucia, że jednak nie było się targetem i nie będzie to głos uprawomocniony. Problem z filmem Brada Birda jest o tyle poważny, że w zasadzie nie wiadomo do jakiego grona odbiorców był on kierowany. Reżyser, który dał światu familijne filmy w rodzaju "Stalowego Giganta" czy "Iniemamocnych", ale potrafił także ze świeżym spojrzeniem podejść do serii o Ethanie Huncie tworząc "M:I - Ghost Protocol", przy swojej najnowszej produkcji staje niejako w rozkroku między tymi dwoma, jednak różnymi światami, czego efekty są aż nadto widoczne.


"Kraina jutra" zaczyna się... od końca. Widzimy twarz George'a Clooneya, którego bohater, Frank, zaczyna nam opowiadać jakąś historię. Na skutek licznych wtrąceń ze strony nieznanej jeszcze, żeńskiej towarzyszki, nie mówi jednak tego, co by chciał, lecz cofa się do czasów, kiedy był mały i odkrył Tommorowland. Później historia przeskakuje o kilkadziesiąt lat i trafiamy już do właściwego wątku nastoletniej Casey (Britt Robertson), która jest zdolna, buntownicza i optymistycznie nastawiona do życia. Właśnie ze względu na te cechy zostaje wybrana by ocalić świat.


Zanim do tego dojdzie, czeka ją, a więc także i widzów, długa droga przez tłumaczenia, odnajdywanie się w sytuacji, kolejne tłumaczenia i przyjmowanie do wiadomości wieści o własnym, nie do końca jasnym, powołaniu. Film Birda podzielony jest na dwie części, "przed" i "w" Krainie Jutra. Główna bolączka polega na tym, że części te są wyraźnie niezbalansowane i oczekiwanie jest niewspółmierne do tego, co ostatecznie otrzymujemy. Na domiar złego, reżyser nie do końca radzi sobie z nakreślaniem relacji między bohaterami oraz precyzowaniem ich miejsca w świecie. Często dochodzi więc do sytuacji, w której bohaterowie powtarzają się, albo oglądamy wydarzenia, które mają nas poinformować o czymś, z czego już doskonale zdajemy sobie sprawę. Przez te elementy film się dłuży, a tempo wzrasta dopiero w nielicznych scenach akcji i chociaż w momentach tych produkcja nabiera rumieńców, to napięcie szybko spada, a kolejny jego wzrost nie następuje zbyt szybko.


Liczne przestoje oraz sam metraż filmu (dwie godziny) rodzą trudności, przez które trudno zakwalifikować go jako odpowiedni dla młodszej widowni. Z kolei sporadyczne sceny akcji i pewna prostota w dostarczaniu przekazu raczej wyklucza młodzież i dorosłych jako zamierzonych odbiorców. Chociaż, kiedy coś zaczyna się dziać, to dzieje się efektownie, a sama puenta nie jest wcale naiwna, to już cała otoczka towarzysząca jej przedstawieniu, uniemożliwia poważne podejście do tematu. Mało jest też George'a Clooneya, który był głównym "elementem" promocji. Pojawiający się na dobre w połowie filmu, co prawda podnosi trochę poziom swoją grą na ponurą nutę, jednak przez większość czasu na ekranie oglądamy Robertson oraz towarzyszącą jej Raffey Cassidy. Mimo tego, że dziewczyny sprawdzają się nieźle, trudno jednak nie odnieść wrażenia niewielkiego oszustwa jakie się tu dokonuje.



"Kraina jutra" nie skrywa przed widzem wielu tajemnic, a towarzyszące widzom od początku fundamentalne pytanie "o co tu tak naprawdę chodzi?" nie znajduje odpowiedzi. Ostatecznie okazuje się bowiem, że film Birda jest równie mało konkretny, co promujące go zwiastuny. Chociaż powiedzieć, że jest to film zły, byłoby nadużyciem, to już określenie go mianem "łatwego do zapomnienia" w zasadzie wyczerpuje temat.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Na początku zastrzeżenie - w mojej ocenie (8/10) uwzględniłem to, że głównym odbiorcą tego obrazu nie są... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones