Choć od premiery "Chopina..." minęło sporo czasu i aktor powiększył swój dorobek artystyczny o kolejne świetne role, ciągle jednak kojarzy mi się z fantastycznie zagraną rolą Chopina właśnia. Swietna charakteryzacja, realistyczna gra na fortepianie (poprzedzona wielomiesięcznymi przygotowaniami), wielka kreacja. Piotr Adamczyk uczłowieczył muzyka, pokazał go z innej, mniej znanej strony. Do tej pory większość zwykłych zjadaczy chleba znała Fryderyka jako kompozytora i odtwórcę. My w filmie poznaliśmy Chopina jako chorego, zazdrosnego i egoistycznego człowieka, potwora wręcz. Duża w tym zasługa młodego aktora.
Do tej pory był jeden genialny odtwórca roli Fryderyka Chopina - Czesław Wołłejko. Teraz mamy drugiego. Brawo, Panie Piotrze!