Ileż to razy oglądaliśmy ten sam schemat, wybitnego artystę którego przerósł sukces i popularność?
Wcale tym ludziom nie zazdroszczę wybicia się w najgorszym możliwym światku - fantazji bezmyślnego motłochu. Ilu stalkerów uprzykrzało mu życie, ilu debili pozbawionych własnej tożsamości starało się skraść choć odrobinę atencji od swojego idola? Nic dziwnego, że się załamał.
Co o tym sądzą ludzie uważający się za "największych fanów", czyli wymienieni wyżej, którzy rzeszą sobie podobnych doprowadzili gościa do stanu w którym ląduje w psychiatryku?