Szacun, że po roli w "Artyście" nadal wybiera francuskie produkcje:) Choć pewnie pomaga/przeszkadza mu w tym słaba znajomość angielskiego:)
Chodzi o to, że kiedy otworzyły mu się wrota do hollywood(po artyście), on dalej woli grać w rodzimych produkcjach.
Dokładnie. Nie może grać w amerykańskich produkcjach, właśnie z tego powodu. To raczej nie jest kwestia wyboru.
Myślę, że to żadna przeszkoda. Antonio Banderas w jednym z wywiadów wyznał, że w pierwszej amerykańskiej produkcji, w której wystąpił, mówił po angielsku, ale nie rozumiał ani słowa, które wypowiadał.
Marion Cotillard też nie mówi super po angielsku, a grywa w amerykańskich superprodukcjach. Gdyby mu bardzo zależało, w rok zdziałałby cuda, ucząc się intensywnie. wielu aktorów występuje w filmach obcojęzycznych, nie znając nawet języka.
Myślę, że to bardziej kwestia wybory. Ma we Francji żonę, przyjaciół w branży filmowej, kino francuskie aktualnie przeżywa renesans, więc po co miałby się pchać do Hollywood. Tym bardziej, że wielu Europejczyków nie chce się przeprowadzać do USA ze względu na karierę, a gdyby chciał tam robić karierę, byłoby to wcześniej czy później nieuniknione.
Teraz może mówi dobrze (nie powiedziałabym, że bardzo dobrze, widać, że nie jest w 100% płynna w tym języku), ale na początku miała problemy. To samo dotyczy Madsa Mikkelsena, który z filmu na film (bądź serial) mówi coraz lepiej po angielsku.
Ale te ich akcenty (francuski Marion czy duński Madsa) czynią ich właśnie czymś unikatowym, stąd zainteresowanie Hollywoodu tymi aktorami. Z tego co wiem, Jean nakręcił teraz kilka filmów w fabryce snów, więc pewnie dopiero się rozkręca. Do tego dostał Oscara za francuski film, więc właściwie nie ma powodu, aby zmniejszyć ilość francuskich filmów i zwiększyć amerykańskich. Za takich "Niewiernych" miał gażę miliona trzystu tysięcy euro, biedny nie będzie:-)
Świetnym przykładem na bardzo dobrą znajomość języka angielskiego, mimo ciągłego grania w rodzimym kinie i mieszkania w swoim kraju, jest Nikolaj Coster-Waldau.